SPRAWOZDANIE DLA AKADEMII
Tekst FRANZ KAFKA
Reżyseria MACIEJ GORCZYŃSKI
Scenografia IWONA BANDZAREWICZ
Obsada ADAM BORYSOWICZ, NATALIA DINGES,
BŁAŻEJ SZYMAŃSKI, LENA WITKOWSKA
Muzyka PIOTR KORZENIAK, ALEKSANDER KWIETNIAK,
PIOTR ŚNIEGUŁA, LENA WITKOWSKA
Muzyka na żywo ALEKSANDER KWIETNIAK, PIOTR ŚNIEGUŁA,
LENA WITKOWSKA
Dramaturgia ALEKSANDRA NOWAKOWSKA
Video ADAM BORYSOWICZ
Producent AGNIESZKA SKOWRONEK
Produkcja TEATR KTO w KRAKOWIE
Premiera 9 czerwca 2024
Zdjęcia ze spektaklu. Sesja zdjęciowa IWONA BANDZAREWICZ
W spektaklu wykorzystano autorskie teksty ALEKSANDRY NOWAKOWSKIEJ,
PIOTRA ŚNIEGUŁY, LENY WITKOWSKIEJ






Spektakl jest adaptacją napisanego w 1917 roku słynnego opowiadania Franza Kafki, którego narratorem jest Czerwony Piotruś, mówiący po niemiecku szympans, gwiazda scen kabaretowych. Czerwony Piotruś skonfrontowany z pytaniem tytułowej Akademii o małpią przeszłość, nie jest w stanie na nie odpowiedzieć. Przelicza doznane przez siebie traumy. Język bohatera opowiadania nie sięga w głąb wypartej zwierzęcej natury, a jedynie w ironiczno – gorzki sposób zdaje sprawę z procesu socjalizacji i tresury. Przytacza swą historię rozgrywającą się gdzieś pomiędzy Złotym Wybrzeżem, a Hamburgiem. Wspomina pierwsze podanie ręki – oznakę szczerości, głuchy szloch, pokazywanie języka i picie wódki, po której zaczął mówić.
Spektakl zdaje sprawę z konfliktu między potrzebą wolności, której realizację przeczuwamy
w zagubionej wspólnocie z naturą, a alienującą nas kulturą, która w swoich performatywnych, wyrafinowanych ale często również przemocowych formach oddziela nas od organiczności.
Groteskowy język spektaklu budowany jest za pomocą różnorodnych środków wyrazu: tańca, śpiewu, teatru dramatycznego. Samych Czerwonych Piotrusiów u Macieja Gorczyńskiego jest aż czterech. Przywołane zostają na scenie wszystkie wcześniejsze stadia bohatera Kafki.
Twórcy przedstawienia zastanawiają się kim dziś byłby Czerwony Piotruś? Zapewne gwiazdą. Celebrytą. Dziwolągiem. Kolejnym gościem telewizyjnych freakshow. Przy okazji nie oszczędzają samych siebie jako artystów. Ciekawi ich temat zamknięcia, uwięzienia oraz sam motyw klatki. W swej realizacji wskazują jasno, że stając przed potencjalnym wyborem, przed którym stanął ich bohater, a mianowicie zoo czy kabaret – oni zawsze wybierają kabaret, stając się tym samym tresowaną małpą w oczach widzów.










Julia Lizurek
Zabawa w człowieczeństwo
Teatr
Zamiast pracować nad tym tekstem, wolałabym raczej łapać ostatnie promienie letniego słońca. Służę jednak rozwojowi ludzkiej kultury – taką wybrałam sobie ścieżkę kariery.
Wymagam od siebie, by świadczyć o mojej, ale też ludzkiej inteligencji i elokwencji.
Tak jak Czerwony Piotruś z opowiadania Franza Kafki Sprawozdanie dla Akademii dam zaraz świadectwo potęgi umysłu, który jest w stanie pokonać opór stawiany przez wstrząsane instynktem ciało. Opowiem o wirtuozerii aktorów i muzyków, o precyzyjnie skomponowanej formie, o zaskakującym i przejmującym przekazie przedstawienia stworzonego na podstawie kanonicznego opowiadania o największym skoku cywilizacyjnym w dziejach świata…
Reżyser krakowskiego przedstawienia Maciej Gorczyński, czytając Kafkę poprzez teatralną maszynę, skutecznie rozprawia się z mitem teatru jako sztuki wyższej, czerpiąc garściami z tkwiącego w tej formie potencjału wyzwalającej zabawy, łączenia „popularnego” z „ambitnym”, tonu „niskiego” z „wysokim”, „awangardowego” z „ludycznym”. Odkrywa tym samym zaskakującą dynamikę pracy wyobraźni, która przypomina raczej ruch sinusoidalny – od banału do odkrycia, i z powrotem. To zapętlenie charakterystyczne jest dla pierwszej, najdłuższej sceny przedstawienia, w której Natalia Dinges dokonuje prezentacji swojego warsztatu tancerki. Patrząc bezczelnie na widzów, przy zapalonych na widowni światłach, uśmiechając się, zaczyna truchtać, poruszając się po kole. Stopniowo jej ruchy zaczynają przypominać taniec: kolejno swinga, kankana czy klasyczny balet. Brak muzyki czyni ten pokaz niepokojącym, nienaturalnym, dziwacznym. Tancerka po serii niemal nieważkich wyskoków schodzi do poziomu podłogi, poddaje się grawitacji. Zaczyna pokazywać nam swoje mięśnie i ścięgna, podciągając obszerny T-shirt i dresowe spodnie.
W końcu pozbywa się górnej części ubrania. Wykonuje ekstatyczne, zwierzęce ruchy, patrząc prowokująco w stronę widzów. Na koniec sceny zadaje nam pytanie o to, czy może nam pomóc. Wyrwani z bezpiecznej przestrzeni dość neutralnym pytaniem, odpowiadamy grzecznościowo, że nie, że wszystko w porządku. Ta odpowiedź nie satysfakcjonuje performerki, która zaczyna powtarzać: „No poproś!”. Tak jakby tylko kolejny popis, kolejne zadanie do wykonania nadawało sens jej byciu. Kiedy Dinges kończy swój występ, na scenę powoli wchodzą pozostali performerzy: aktorzy i muzycy. Zanim zacznie się „właściwa” część przedstawienia, mistrzyni ceremonii, dyrygentka i prezenterka Lena Witkowska inicjuje wykonanie piosenki o ogonie, by później sprawdzić i przetrenować publiczność w czynności powtarzania melodii oraz klaskania. Podaje dźwięki, daje sygnał do rozpoczęcia i zakończenia. Upewnia się o naszych umiejętnościach wyrażania podziwu przez aplauz.
Każe widzom po lewej stronie konkurować w owacjach z tymi po prawej.
Piosenki w spektaklu nawiązują stylem zarówno do teatru absurdu, jak i do Brechtowskich songów. Komentują, poddają refleksji idee zwierzęcości ludzkiej natury, sposobów życia („wolność, a nie szybkość”), ironicznie recyklingują popularne motywy (na przykład ten z dobranocki o Koziołku Matołku, czy ten wzniosły, jak z Wagnerowskiej opery).
Wykonujący muzykę na żywo – skomponowaną wespół z Piotrem Korzeniakiem i Witkowską – Aleksander Kwietniak i Piotr „Jaszczur” Śnieguła, przebrani za krzaki albo zamaskowanych żołnierzy, grają na klarnetach, gitarze, lirze korbowej, handpanie, śpiewają. W ten sposób tworzą klimat muzycznego kabaretu, w którym melodie i teksty nie są zaledwie uatrakcyjniającym przekaz dodatkiem, ale wypowiedzią komentującą rzeczywistość.
Innego rodzaju komentarze wygłasza Czerwony Piotruś (Adam Borysowicz).
Przytoczone niemal w całości opowiadanie Kafki w scenie „Studia Madagaskar”,
w którym Piotruś opowiada o swojej drodze ewolucyjnej od postaci małpy do wykształconego, erudycyjnego człowieka, pokazuje go jako przedsiębiorczego kowala własnego losu, którego sukces i szczęście zależą wyłącznie od niego. Prezenterka (Witkowska) pozostaje pod wrażeniem jego mocy i dość bezpośrednio wyraża swój pociąg seksualny do Piotrusia.
A może to próba zwiększenia oglądalności nadawanego programu? W kolejnej scenie dziennikarka wraz z podtrzymującą jej mdlejące ciało Dinges śpiewają dwuznaczne: „I put a spell on you, because you’re mine” („Rzucę na ciebie czar i urok, ponieważ jesteś mój”), ujawniając ujarzmiającą stronę pożądania. Krajobraz sceniczny tworzy jeszcze jedna postać – szympans (Błażej Szymański). Ten, mimo posiadania umiejętności wykonania kilku sztuczek, na przykład wymyślania rymów do podanych przez widzów słów, do końca zachowuje swoją zwierzęcą, instynktowną naturę. Twórcy spektaklu pokazują go jako okiełznanego; jego zwierzęcy taniec wykonywany wspólnie z Dinges może wydawać się organiczny i instynktowny, ale to przecież tylko element widowiska, dzięki któremu możemy w bezpieczny sposób przyjrzeć się naszemu wyobrażeniu o zwierzęcości, skrytej w naszej kulturze w klatkach, podporządkowanej człowiekowi. Rzeczywistość, w której natura jest więziona, by mogła być obserwowana, oglądamy na projekcjach ukazujących naprzemiennie zwierzęta w zoo oraz turystyczne miejsca Krakowa przemierzane przez ludzi. Zabieg ten sugeruje podobieństwo wielkomiejskich atrakcji do klatek (wideo: Iwona Bandzarewicz,
Adam Borysowicz, Piotr Śnieguła, Lena Witkowska). Przezroczysty boks, stanowiący element scenografii zaprojektowanej przez Iwonę Bandzarewicz, pełniący funkcję studia telewizyjnego, przypomina terrarium dla szympansa. Udaje naturalne warunki, ale w środku znajdują się przecież plastikowe rośliny i dywan imitujący trawę. Twórcy spektaklu przemycają w ten sposób ekologiczny przekaz Kafki o potrzebie równościowego współistnienia gatunków ludzkich i nie-ludzkich.
Choć działania taneczne i muzyczne sytuują przedstawienie w obszarze performansu,
to Sprawozdanie dla Akademii wydaje mi się dokładną, niezwykle twórczą, zespołową lekturą opowiadania niemieckojęzycznego pisarza. Aleksandra Nowakowska, dramaturżka, to tancerka i choreografka wyrażająca się przede wszystkim przez ciało. Zdolność swobodnego poruszania się i towarzyszące ruchowi dźwięki stanowią jej narzędzie krytyczne – ujawniają opresyjność kultury sukcesu, widowiskowości, wirtuozerii. Parafrazując scenę wykładu o Kafce, autor śmieje się z nas i ze świata, w którym żyjemy – ten śmiech wychodzi z trzewi, z ciała, tak jak nieskrępowane konwenansami odruchy i odgłosy. Można się więc domyślić, że twórcy przedstawienia chcą działać na widzów w sposób zmysłowy – pobudzić naszą wyobraźnię, która wyłuska własne sensy i za pośrednictwem doświadczenia poskleja w całość kolażową strukturę spektaklu. Aktorzy-performerzy podpowiadają nam różne strategie. Dinges wskazując dosłownie na ciało, mówi: „To jestem ja”. Witkowska odwołuje się do zapisanych w ciele wspomnień. Opowiada anegdotę z dzieciństwa, kiedy oglądając poranne niedzielne bajki w telewizji, przykleiła się klejem do fotela i „nie mogła się oderwać”.
To historia prawdziwa czy zmyślona? Kim jest ta, która ją przytacza? Rzadko ma się okazje zobaczyć aktorstwo, którego status jest tak niepewny, tak nieustannie kwestionowany poprzez żonglerkę formą i prywatnością. Urzekają mnie swoboda i frywolność wykonania oraz mocna aktorska obecność, które w połączeniu dają wrażenie, że to właśnie zabawa, która testuje granice oraz możliwości ciała i umysłu, ujawnia tajemnicę człowieczeństwa.
Sprawozdanie dla Akademii to także, jak wspomniałam na początku, wypowiedź o teatrze, który próbuje być tworzony horyzontalnie i zespołowo, dla którego tekst to nie partytura,
a zagadka do rozwiązania. Gorczyński i Nowakowska zostawiają nam kilka tropów dla takiej interpretacji. Po pierwsze – wielość ról i funkcji, które pełni zespół realizatorów.
Po drugie – wygłaszana przez dwa szympansy scena wykładu o niemieckim pisarzu,
o komiczno-politycznym charakterze jego twórczości.
W końcu – reżyserska decyzja o otwarciu się na wyobraźnię i ekspresję performujących ciał; przyjęcie przez Gorczyńskiego pozycji zdystansowanego obserwatora sprawia, że proces nakładania i zdejmowania masek oraz rozbrajania sytuacji nie ma końca.
Tak jakby pod każdą maską małpy znajdowała się maska człowieka, pod każdą maską człowieka – maska małpy. Jakby każdy żart miał w sobie metafizyczną głębię, a każdy filozoficzny wykład Borysowicza-Piotrusia był żartem z ludzkości. Jakby żadne przedstawienie teatralne nie umiało wymknąć się z pułapki popisu, a każdy popis krył w sobie nieusuwalną ludzko-zwierzęcą potrzebę wyrażenia siebie i zobaczenia siebie w oczach Innego.

Piotr Gaszczyński
Doppelgänger
Teatr dl Wszystkich
Sprawozdanie dla Akademii w Teatrze KTO to spektakl-hybryda, łącząca w sobie elementy teatru tańca, działań performatywnych i teatru dramatycznego. Opowiadania Kafki o swoiste studnie bez dna – krótkie formy z nieskończoną głębią. Dzięki temu twórcy mogą bez ograniczeń bawić się formą, co widać zresztą na scenie.
Zanim gwóźdź programu, czyli Czerwony Piotruś, wystąpi przed publicznością, na scenie pojawia się tancerka (Natalia Dinges). W długiej scenie otwierającej przedstawienie wykonuje ekspresyjne ruchy mające w sobie coś z pierwotnej siły natury (pobrzmiewa w nich dalekie echo ćwiczeń Grotowskiego). Jest wysportowana, jej ciało (przez pewien czas całkiem odsłonięte od pasa w górę) pręży się i wygina w kolejnych podskokach i przewrotach.
Wydaje się więc płynnie przenikać między człowiekiem – artystką cyrkową z trupy Piotrusia, supportem gwiazdy wieczoru, a małpą, przedstawicielką pierwotnej rodziny głównego bohatera. To pierwszy punkt stykowy między naszymi gatunkami – wszak z szympansami dzielimy 98 procent wspólnego DNA. Twórcy w przewrotny sposób grają z Kafką.
Nie małpa sprawozdaje przed Akademią, a człowiek zbliża się do swoich dalekich kuzynów.
Czerwony Piotruś przebywa w klatce, ale jaka to klatka? Bardziej przypomina mikroapartament za 25 tys. za metr kwadratowy na warszawskim Powiślu, niż kwadrat z prętami.
Drugi punkt stykowy – kto tak naprawdę żyje dziś w klatce? Bohater wieczoru prezentuje się w dwóch odsłonach – bardziej zwierzęcej (genialny Błażej Szymański), fenomenalnie naśladujący goryla (te ruchy!) oraz wymuskanej, człowieczej (Adam Borysowicz).
To ostatnie wcielenie wchodzi do „klatki”, gdzie udziela wywiadu dziennikarce (Lena Witkowska). Opowieść snuta w oparach e-papierosa przypomina rozmowę z telewizji śniadaniowej, gdzie mówiąca, ucywilizowana małpa jest celebrytą (co prawda nie ma jeszcze swojego tik-toka, ale to pewnie kwestia czasu). Długa, kluczowa dla spektaklu scena, prowadzona jest w taki sposób, że w gruncie rzeczy makabryczna opowieść o schwytaniu zwierzęcia i pojeniu go wódką, brzmi jak fascynująca relacja ze spotkania dwóch gatunków – istny syndrom sztokholmski.
Dalsza część spektaklu przebiega w rytmie śpiewu i cyrkowych sztuczek.
Na szczególną uwagę zasługują muzycy grający na żywo, którzy nadają tempo i rytm przedstawieniu (Piotr Korzeniak, Aleksander Kwietniak, Piotr „Jaszczur” Śnieguła). Czy Sprawozdanie dla Akademii to ironiczna diagnoza człowieczych ambicji chcących ujarzmić naturę? Oczywiście, że tak. Czy jest to próba zmierzenia się ze zwierzęcością, tkwiącą w każdym z nas? Również. W końcu to Kafka, każdy znajdzie w nim to, czego szuka. Tylko patrząc na kolejne aktorskie popisy chciałoby się sparafrazować Orwella: widownia patrzyła to na człowieka, to na małpy i już nikt nie wiedział kto jest kim. I to chyba wystarczy za rekomendację spektaklu Macieja Gorczyńskiego.
Eryk Maciejewski
Franz Kafka w teatrze świata
Teatr
Tegoroczna inscenizacja z krakowskiego Teatru KTO ucieka od stereotypowych wyobrażeń o charakterze dzieł Kafki. Reżyser Maciej Gorczyński z powodzeniem wtopił krótkie opowiadanie o Czerwonym Piotrusiu w swój charakterystyczny, wywiedziony z tradycji kontrkulturowej język teatralny, w którym podstawowymi środkami ekspresji są taniec i muzyka. Ironiczny, ludyczny charakter tekstu do tego stopnia jest wysunięty na pierwszy plan, że trudno domyślić się nazwiska autora.
Kafka z tańcem i śpiewem? Kafka na wesoło? Kabaretowo? Z pełną kolorów scenografią, bez czerni i bieli, bez biurokracji i bez insektów? Nie dość, że da się to dobrze zrobić, to jeszcze nie kłóci się to wcale z literackim pierwowzorem, który zdaje się być tak aktualny dla XXI wieku, jak Kolonia karna dla wieku XX.
Kafkowski Czerwony Piotruś to niezrozumiany outsider, przyjmujący jedną tożsamość w miejsce innej, w dodatku z mocno ambiwalentnych pobudek… kryje tu się duży potencjał do opowiadania o teraźniejszości i Gorczyński ten potencjał wykorzystuje. Nie próbuje jednak instrumentalizować tekstu Kafki do powiedzenia czegoś, czego ten już nie mówił, tylko opowiada Kafkę swoim językiem. Tekst poddaje się temu procesowi bez oporów, w naturalny sposób dopasowując się do wymogów odmiennego medium, jakim jest teatr, a Gorczyński opowiadając widzom tekst Kafki, opowiada im też o samym Kafce.
Sebastian Duda
Osoba zwierzęca
Klasyka Żywa
Gdy oglądałem w krakowskim Teatrze KTO wyreżyserowany przez Macieja Gorczyńskiego spektakl „Sprawozdanie dla Akademii” – na kanwie mało znanego w Polsce opowiadania Franza Kafki – przypomniało mi się, co twierdził Paul Ricoeur o rozważaniach na temat istoty człowieczeństwa. Francuski filozof często bowiem powtarzał, że personalizm jako idea i ruch filozoficzny się skończył, ale możliwy jest jeszcze „powrót osoby”. I natychmiast pomyślałem również o toczonych właśnie posthumanistycznych dyskusjach o potrzebie symbiozy współgatunkowej między osobami ludzkimi a „osobami przyrodniczymi”.
Symbioza ta miałaby zachodzić zresztą nie tylko między ludźmi a zwierzętami
(w szczególności z małpami z grupy naczelnych czy udomowionymi ssakami), ale także między człowiekiem i roślinami, a nawet także między ludźmi a rzekami, lasami czy formacjami skalnymi. Jestem świadom obecnej popularności takiego posthumanizmu.
Wiem również, że budzi we mnie mój opór, bo choć od lat podchodzę z dystansem do ideowych eksklamacji personalizmu, dzielę wraz z Ricoeurem przeświadczenie o wyczerpaniu tego prądu i raczej małej jego użyteczności jako narzędzia opisu problemów dzisiejszego świata, międzygatunkowa symbioza wydaje mi się nieprzekonującym konceptem w najróżniejszych, często z gruntu jałowych współczesnych sporach tożsamościowych.
I dlatego byłem zdumiony, jak mocnym głosem w debacie personalistów z wysławiającymi godność osób przyrodniczych posthumanistami jest spektakl w KTO.
Przedstawienie rozpoczyna się szczególnym pokazem choreograficznym. Tancerka
(Natalia Dinges) ukazuje, jakie są możliwości ciała w konfrontacji z jego ułomnościami.
To kilkunastominutowa sekwencja, podczas której publiczność dowiaduje się, że właściwie my sami – widzowie pełnić będziemy rolę Akademii: krytycznego gremium oceniającego sceniczne wypadki oraz wypowiedzi i losy występujących w nich postaci. Widownia proszona jest zatem o wyrażanie swych opinii i zadawanie pytań. Do aktorki dołącza wkrótce drugi tancerz (Błażej Szymański), który zaczyna przeobrażać się w małpę. Owo przeobrażenie wyrażają zwierzęce gesty i odgłosy. Ono stanie się właśnie leitmotivem spektaklu.
W pewnym momencie z boku sceny pojawia się zespół muzyczny. Muzycy przebrani się w zielone, kudłate stroje, które przypominają yeti z popularnych wyobrażeń.
Do tych dziwacznych postaci dołącza aktor ustylizowany tochę na Franza Kafkę, a trochę na artystę przedwojennych kabaretów (nie przypadkiem chyba grający tę postać Adam Borysowicz nosi na głowie chaplinowski melonik). Do gry wkracza także kabaretowa pieśniarka (w tej roli świetna Lena Witkowska).
Spektakl szybko przemienia się w szczególny pokaz z uczłowieczoną małpą w roli głównej, która – jako Czerwony Piotruś – popisuje się przed Akademią swoją skutecznie wyuczoną stricte, zdawałoby się, ludzką już erudycją i wrażliwością. W człowieczym „postzwierzęciu” szybko jednak pojawia się wyższościowe zadęcie – bardzo charakterystyczne dla intelektualistów wszelkiej maści (trzeba przyznać, że Borysowicz znakomicie ukazuje tę transformację do zakłamanej, ludzkiej bufonady).
Przez cały czas kontrapunktem dla tych małpio-człowieczych wywodów są piosenki.
W pewnym momencie pieśniarka grana przez Witkowską przeistacza się w dziennikarkę telewizyjnego show, przypominającego nieco programy Ewy Drzyzgi czy Kuby Wojewódzkiego. Prowadzi wywiad z uczłowieczoną małpą, która zachowuje się z istną dezynwolturą, pali wciąż papierosa i nonszalancko daje odpowiedzi na kolejne pytania, snując prawdziwie intelektualne dywagacje.
Z lekceważeniem przy tym przyznaje, że ich ocenę pozostawia odpowiednio wyszkolonym egzegetom. Opowiada, jak został/a porwany/porwana ze Złotego Wybrzeża (postrzelono ją/jego dwukrotnie przed schwytaniem). Potem rozprawia o stopniowym nabywaniu ludzkich umiejętności, w tym o piciu wódki (co okazuje się trudnym wyzwaniem, aczkolwiek po upiciu się był/była w stanie wypowiedzieć pierwsze ludzkie słowo „halo”). Potem dalej snuje bardzo uczone wywody o połączeniu w sobie pierwiastka zwierzęcego z człowieczym.
Z tyłu sceny nieustannie pojawiają się wizualizacje, w których przedstawiono sfilmowane zachowania zwierząt-pensjonariuszy krakowskiego ogrodu zoologicznego wraz z przebitkami ludzi przechadzających się po ulicach i placach Krakowa, sprzedających i kupujących różne towary, rozmawiających ze sobą w trakcie przypadkowych i nieprzypadkowych spotkań.
Wymowa tych obrazów jest silna: zwierzęta zniewolone przez człowieka nie są szczególnie szczęśliwe.
Infekowanie człowieczeństwem okazuje się torturą w znanej skądinąd dialektyce pana i niewolnika. Czerwony Piotruś może tu służyć za najbardziej wyrafinowany przykład użycia takiej właśnie dialektycznej tortury.
W końcu ów „małpoczłowiek” odnajduje w sobie na powrót swoją zwierzęcą przeszłość. Chwyta się jedną ręką gałęzi drzewa, co sprawia mu wyraźną przyjemność,
ale jednocześnie nie jest już w stanie zaprzestać rezonowania w ludzkiej mowie o ludzkim świecie, którego stał się częścią. Półnagi nie potrafi na nowo zwrócić się do swej przeszłości w naturze. Trafia do Afryki, ale z europejskiego intelektualisty mimo wszystko może jedynie się przeobrazić w arabskiego myśliciela z fezem na głowie, dla którego zachodni intelektualizm pozostaje co prawda z gruntu obcy, ale któremu w odkryciu własnego biologiczno-zwierzęcego wymiaru nie pomagają też narkotyczne i transowe rytuały śpiewu, tańca oraz odurzenia. Uczłowieczone, a zniewolone przez ludzi, zwierzę (nawet jeśli tego zniewolenia nie daje się dostrzec na pierwszy rzut oka) nie jest w stanie powrócić do zwierzęcości.
Człowieczeństwo okazuje się panowaniem niezbywalnym, bo „małpoczłowiek”, choć porzuca człowieczy intelektualizm, nie umie przestać być człowiekiem. Tym samym Gorczyński sugeruje, że ludzko-zwierzęca czy ludzko-przyrodnicza symbioza to tylko złudzenie człowieka, który ze swej istoty nie potrafi się wyrzec panowania nad innymi bytami.
Krakowski spektakl można uznać za ważny i potrzebny głos w dyskusjach, w których dominuje posthumanistyczna krytyka rzekomej (jak twierdzą występujący w tych sporach interlokutorzy) wyjątkowości człowieka. Oto na przykład znamienity włoski bioetyk Roberto Esposito swój esej (w którym wytacza ostre działa przeciw pojęciu „osoby” i ukrytej w tym pojęciu supremacji pozornej przewagi wynoszonej ponad biologiczno-zwierzęcego człowieczeństwa) rozpoczyna od następującego zdania:
„Jeśli radykalnym zadaniem refleksji filozoficznej jest krytyczny demontaż aktualnych opinii, radykalne podważenie tego, co prezentuje się jako oczywiste, to niewiele znajdziemy pojęć, które wymagałyby tej interwencji tak bardzo jak „osoba” (zob. „Dyspozytyw osoby”, tł. K. Burzyk, „Znak” 2016, nr 734-735, s, 251).
Zatem wedle włoskiego filozofa pojęcie, które między innymi. stoi u podstawy idei praw człowieka, ma swoją ewidentnie ciemną stronę. Nie jest ono zresztą tylko narzędziem w niszczeniu przez człowieka świata nieludzkiego. Ma ono również w sobie potencjał destrukcji tych wszystkich ludzi, którzy fundują swoją tożsamość na pojęciu osoby.
Pisze bowiem Esposito: „[Osoba] jest dokładnie tym, co wydzielając w istocie żyjącej dwie natury o różnych jakościach – jedną podległą władaniu drugiej – stwarza podmiotowość poprzez proces ujarzmienia lub uprzedmiotowienia. Osoba jest tym, co czyni jedną część ciała podległą drugiej w takiej mierze, że ta ostatnia staje się podmiotem pierwszej;
jest tym, co ujarzmia istotę żyjącą wobec siebie samej. […] Człowiek jest osobą wtedy i tylko wtedy, gdy jest panem swojej części zwierzęcej. Jest też zwierzęciem, ale tylko po to, by móc być ujarzmionym przez część wyposażoną w charyzmat osoby.”
Pytanie, czy aby na pewno możliwe jest inne, niepersonalistyczne, a-esencjonalne rozumienie człowieczeństwa – to jest takie, w którym nie byłby ukryty potencjał przemocy względem innych gatunków. Być może postulowana przez humanistów współgatunkowa symbioza jest jedynie złudzeniem ludzkiego podmiotu, który w ten sposób chciałby podkreślić swoje – tym razem etyczne – wywyższenie w świecie, a nie solidarność z innymi żyjącymi czy „nieżyjącymi przyrodnicznymi” bytami. Esposito twierdzi, że samo pojęcie „osoby” mieści się doskonale w dialektyce pana i niewolnika, a właściwie w sposób konieczny uruchamia tę dialektykę.
Jeśli tak jest, wszelkie rozważania o „osobach przyrodniczych” i działania z nich wynikające również mogą być naznaczone taką skazą. Wyzwalanie człowieczeństwa w imię solidarności do wymiaru zwierzęcego i odwrotnie okazuje się pułapką.
Sunaura Taylor, myślicielka poruszająca się na wózku z powodu artogrypozy i walcząca o prawa różnych grup dyskryminowanych (w tym zwierząt), mimo wszystko postuluje kierowanie się ku międzygatunkowej solidarności. Wedle niej powinny być tu jednak mocno zarysowane warunki wstępne. Animalizacja ludzi miała bowiem w historii skutki fatalne – wystarczy przypomnieć nazistowskie porównania Żydów do pasożytów czy szczurów.
Dziś „uzwierzęcanie” człowieka to również akt typowy dla różnych ludzi, którzy w ten właśnie sposób dopuszczają się dyskryminacji różnych, skalanych w ich opinii taką czy inną odmiennością pobratymców czy pobratymczyń. W swojej książce „Bydlęce brzemię.
Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt” Taylor pisze:
[…] wśródgrup dehumanizowanych (w tym osób z niepełnosprawnością) istnieje paląca potrzeba sprzeciwienia się animalizacji i odzyskania człowieczeństwa.
Ale choć jest to kwestia pilna i zrozumiała, trzeba zapytać, w jaki sposób brutalną rzeczywistość animalizacji ludzi możemy pogodzić z potrzebną zakwestionowania dewaluacji zwierząt, a nawet uznania naszej własnej zwierzęcości. Ta książka pokazuje, że ignorowanie problemu niepełnosprawności i zwierzęcości (a także ich intersekcjonalności) stanowi błąd, bo oba pojęcia są ściśle związane z innymi kategoriami różnicy i w przypadku wielu problemów społecznych, z którymi muszą mierzyć się grupy uciskane – od ubóstwa, pozbawienia wolności i wojny po niesprawiedliwość ekologiczną – nie można ich po prostu zepchnąć na margines.
Jeśli postulatów sprawiedliwości dla osób z niepełnosprawnością i zwierząt nie włączymy w ramy innych ruchów na rzecz wolności, niezakwestionowany ableizm i antropocentryzm będą wciąż dostępne dla dominacji i ucisku.” (zob. ebook Bydlęce brzemię, tł. K. Makaruk).
Na pierwszy rzut oka taka wizja międzygatunkowej solidarności może wydawać się przekonująca i szlachetna. Czy zaprawdę jednak jest ona antidotum na dialektykę pana i niewolnika, która jest nieodrodna od pojęcia osoby czy człowieczeństwa? I czy naprawdę możemy rezygnować z tych idei, nawet jeśli „czynienie sobie ziemi poddaną” z biblijnej Księgi Rodzaju i kantowskie definicje podmiotowości chcemy schować do lamusa jako totalitarne uzurpacje człowieka nad innymi bytami? Współczesne ruchy tożsamościowe są ponoć próbami wyzwalania się z takiego totalitaryzmu, ale implicite i tak dyktat tak czy inaczej pojmowanego człowieczeństwa wydaje się w nie wpisany.
Idąc za kafkowską intuicją Gorczyński w swoim spektaklu pokazuje, jak symbioza międzygatunkowa może w praktyce wyglądać. Zwierzę jest schwytane do ludzkiego świata, w którym albo niewolniczo snuje się w beznadziejnej przestrzeni ogrodów zoologicznych, albo jest zapraszane do ludzkiego kabaretu czy głupawych talkshows, które ostatecznie i tak szlachtują w rozrywkowym amoku wszelkie człowieczo-zwierzęce czy postczłowiecze tożsamości. Świat ludzki i świat nieludzki nie bardzo do siebie przystają, a gdy już dochodzi do spotkania, ludzie – kierując się nawet najbardziej altruistycznymi pobudkami – gnębią nieludzi. Sama obecność człowiecza okazuje się niszcząca. Wszystko jedno, czy ludzie operują pojęciem osoby, czy proponują w zamian antypersonalistyczne spory tożsamościowe, efekt jest zawsze podobny: aspiracje do wyniesienia zwierzęcości ponad „pańską” człowieczość w imię międzygatunkowej symbiozy kończą się niewoleniem zwierzęcości przez to, co ludzkie. Zawsze też do takiego budowanego w imię solidarności świata ponownie wraca jak widmo człowiecza osoba.
Tyle że – wbrew Ricoeurowi – nie jest to wcale optymistyczny znak. I jakkolwiek nadto pesymistyczna właśnie zdaje się taka konkluzja, nie można uciec od natrętnej myśli, że personalny inkluzywizm na równi z posthumanistycznymi ideami ludzko-zwierzęcej solidarności są tylko maskami przemocy człowieka nad światem, w którym mu przyszło żyć.
Krakowskie „Sprawozdanie dla Akademii” to zatem spektakl przedziwny, skoro staje się inspiracją do refleksji nad napięciem między personalizmem i posthumanizmem.
Brakuje mu być może przekonującej dramaturgicznej i interpretacyjnej klamry, wątek narracyjny nadto jest przerywany tańcem i śpiewogrą. Kabaretowa śmieszność miesza się tu z filozoficzną powagą, w której odzwierciedlenie znajdują różne wątki toczonych obecnie sporów tożsamościowych.
Wierzę jednak, że w kolejnych przedstawieniach dramaturgia nieco okrzepnie i całość w wymiarze artystycznym stanie się jeszcze bardziej spełniona. W stuletnią rocznicę śmierci Kafki krakowskie „Sprawozdanie z Akademii” to z pewnością propozycja niebanalna.
.jpg)
Dominik Gac
Współczujący kot patrzy na mysz
Teatr
DOMINIK GAC Czy twórczość Franza Kafki jest anachroniczna?
MACIEJ GORCZYŃSKI Zdecydowanie nie. Kafka nie był anachroniczny, kiedy pisał swoje teksty i długo się takim nie stanie. Każde pokolenie znajdzie w nim coś dla siebie.
Poza tym, to są bardzo piękne teksty, a piękno nie jest anachroniczne.
GAC To trochę prowokacyjne pytanie rodzi się ze stereotypu, w którym widzimy Kafkę jako proroka totalitaryzmu i bezdusznej biurokracji. Ma to swoje uzasadnienie, ale wydaje się bardziej przystawać do rzeczywistości XX, a nie XXI wieku – przynajmniej w naszej części świata.
GORCZYŃSKI Czytałem wczoraj w „Tygodniku Powszechnym” o różnicach pokoleniowych. Generacja Z postrzega siebie w sposób stereotypowo kafkowski.
To jest jedno wielkie zagubienie i poczucie alienacji – samotności we wrogim systemie.
Być może Kafka jest dziś aktualniejszy niż dwadzieścia lat temu. Jeśli zechcemy wejść z nim w dialog, to szybko okaże się, że Kafka jest jednym z tych autorów, którzy czytają czytelnika,
ale nie można go sprowadzić wyłącznie do lustra, w którym odbijają się lęki odbiorcy.
Poza lękami jest tam także praca, którą z nimi wykonano, i propozycja metody pójścia dalej.
GAC Mówisz o całej jego twórczości, czy o wybranych tekstach? Teraz w Teatrze KTO wystawiłeś Sprawozdanie dla Akademii, a w 2017 roku w Ośrodku Praktyk Teatralnych „Gardzienice” zrealizowałeś Listy do Mileny.
GORCZYŃSKI Dla osób, które zajmują się sztuką, Kafka jest wzorem bardzo metodycznej i świadomej pracy. Rzadko się zdarza, że dialogujesz z człowiekiem, który uczy także głębokiej analizy własnej twórczości. Uprawiał ją na wielu polach literackich: w listach, w dzienniku, wszędzie tam zataczał koła wokół tematu. Nie można sprowadzić go tylko i wyłącznie do opowiadań czy niedokończonych powieści. To zresztą bardzo ciekawe, że nie kończył dłuższych tekstów: one są zapisem zgłębiania tematu, który nie może być dokończony.
Kafka jest przez to bliski romantyzmowi, który de facto stworzył formułę tekstu otwartego – Dziady na przykład. Kafka w zasadzie funkcjonuje w notatkach i szkicach, które jego egzegeci lub hagiografowie próbują przepisywać i wydawać. Podobnie jest z Mickiewiczem.
Pewnych tekstów do dziś nie ma w ogólnym dostępie.
GAC Kafka i Mickiewicz?
GORCZYŃSKI Łączy ich żywa myśl. Przez to bardzo trudno powiedzieć, czy Kafka jest anachroniczny, lub odpowiedzieć na inne, równie ogólne pytanie. Gdy się do niego zbliżasz, zaczynasz mieć do czynienia z żywym procesem zgłębiania rzeczywistości poprzez literaturę. Wydaje mi się, że wiele rzeczy nie jest tam założonych. Kafka nie jest jak Mozart, zasiadając do pisania, nie ma w głowie gotowej książki. Jego teksty to niesamowite brudnopisy, niepoukładane, pokreślone, z wieloma wariantami – to sugeruje myśl, która się krystalizuje.
GAC Kafka jako całość wydaje się niezwykle szerokim tematem, ale Sprawozdanie dla Akademii, na podstawie którego zrobiłeś spektakl w krakowskim Teatrze KTO, liczy ledwie kilka stron. Czy to wystarcza do stworzenia przedstawienia, czy jednak bez biografii i pozostałych dzieł ani rusz?
GORCZYŃSKI Myślę, że cały kontekst wokół Kafki jest szalenie ciekawy i magnetyczny. Trudno sobie wyobrazić, że wystawiasz Proces i nie interesuje cię kontekst tej powieści.
To jest bardzo subiektywna siła, z którą ciężko się mierzyć, aczkolwiek można skorzystać z tego, że Kafka uruchamia jakiś temat i zbudować na nim coś absolutnie autorskiego.
Możesz się na przykład posłużyć jego tekstem do zmierzenia się z problemem kolonializmu. Pytanie tylko, czy wtedy wystawiasz Kafkę. Dla mnie ciekawe jest to, w jaki sposób pracował artysta, z którym wchodzę w dialog – jaka była jego metoda, jego system i światopogląd,
co mu wychodziło, a co się nie udawało. Interesuje mnie człowiek stojący za tekstem.
GAC Czyli Twoje Sprawozdanie dla Akademii jest adaptacją opowiadania i jednocześnie spektaklem o jego autorze.
GORCZYŃSKI Również o jego metodzie twórczej. Samo Sprawozdanie… jest oczywiście głównym tekstem, wokół którego ogniskuję resztę, ale jest to w dużej mierze esej o Kafce i jego twórczości.
GAC Wpisujesz się tym samym w debatę o tym, jak powinniśmy czytać Kafkę.
W spektaklu wraca teza, że autor Zamku jest zawsze polityczny i zawsze śmieszny.
GORCZYŃSKI To cytat z bardzo inspirującej książki, Kafka. Ku literaturze mniejszej Gilles’a Deleuze’a i Félixa Guattariego. Kiedy pierwszy raz pracowałem nad Kafką i reżyserowałem Listy do Mileny, miałem intuicję, że jest w nim coś więcej niż smutny egzystencjalista przerażony totalitaryzmem. W jego tekstach, wbrew panowaniu tego strasznego stereotypu, jest jakaś niezwykła świetlistość. Książka Deleuze’a i Guattariego dała mi poczucie, że mam w tym widzeniu Kafki poważnych sprzymierzeńców. Dla nich autor Procesu jest patronem artysty starającego się wymykać wszelkim systemowym ograniczeniom. Na każdym poziomie. Teksty Kafki to rodzaj intrygi wymierzonej w system, który można sobie tłumaczyć przez duże „S”, ale też jakkolwiek inaczej. Agentem systemu może być na przykład małżeństwo, a spiskiem wymierzonym w małżeństwo – Listy do Felicji.
Gdy wchodzisz w takie myślenie, Kafka okazuje się narzędziem, które możesz wymierzyć na przykład w konwencjonalną sytuację teatralną.
GAC Robisz to, umieszczając w Sprawozdaniu… pewne prowokacje wobec widza, które co prawda na tle współczesnego teatru nie są żadnym przekroczeniem, ale w Twojej pracy wydają się nowym elementem.
GORCZYŃSKI Do świata Kafki nie wchodzi się bezkarnie. (śmiech) Konsekwencją może być prowokacja, mimo że wcześniej byś siebie o nią nie podejrzewał, bo przecież robisz inny teatr. Z drugiej strony ważne jest nie tylko to, z jakim duchem tekstu obcujesz, ale również to, z kim pracujesz. Zespół Sprawozdania… to mocno prowokujący skład, a teatr jest formułą bardzo kolektywną.
GAC Wiedziałeś od początku, że w tym przypadku przyda Ci się ekipa z potencjałem prowokacyjnym? Spotykasz na scenie artystów z różnych przestrzeni: tancerkę Natalię Dinges, aktorkę i wokalistkę Lenę Witkowską, kojarzoną z teatrem offowym, a także młodych aktorów dramatycznych: Błażeja Szymańskiego i Adama Borysowicza.
Do tego offowych muzyków i performerów: Piotra „Jaszczura” Śniegułę i Aleksandra Kwietniaka. Jak dobierasz zespół?
GORCZYŃSKI To jest kwestia intuicji, czy z takim artystą wejdziesz w określonym temacie w fajny rezonans. W tym wypadku ważne było dla mnie poczucie, że to są osoby, które zaproponują własną, bardzo indywidualną podróż, dzięki czemu spektakl będzie wypowiedzią całego zespołu, a nie tylko moją. Każdy z artystów ma w Sprawozdaniu… własną ścieżkę i zbieramy je wszystkie w formie teatralnego eseju. Dotyczy to również składu, który nie występuje na scenie: autorki projektów plastycznych naszych przedstawień – Iwony Bandzarewicz, kompozytora Piotra Korzeniaka i Oli Nowakowskiej, która zadebiutowała w Sprawozdaniu dla Akademii jako dramaturżka.
GAC Wspomniałeś o świetlistości. Czy ona jest w Twojej lekturze Kafki oczywista,
czy musisz ją odnaleźć gdzieś pod tym – stereotypowym już, ale przecież nie wziętym znikąd – mrokiem?
GORCZYŃSKI Nie chciałbym czytać Kafki w sposób gnostycki, od ciemności ku światłości, chociaż to kuszące. Czuję, że jest mu to obce. Dopiero niedawno przeczytałem Przemianę. To bardzo piękny utwór, który ma w sobie niesamowite pokłady liryzmu. Jest smutny, ale pod spodem ma coś podobnego do Becketta, jakieś poczucie litości czy głębokiego współczucia, więc ta świetlistość byłaby związana z etyką. To nie jest literatura dla literatury, Kafka się w niej odsłania. Mam poczucie, że to był w jakimś sensie dobry człowiek. Ludzie śmieją się z Maxa Broda, który nazywał go świętym, ale on jednak bardzo dobrze znał Kafkę, podobnie jak Milena Jesenská, która też mówiła, że to był najlepszy człowiek, jakiego poznała. Aczkolwiek w tych tekstach jest także mnóstwo ironii i spora dawka okrucieństwa.
Gdy myślisz o nim jako dobrym człowieku, to trafiasz na anegdotę, w której Kafka śmieje się z przerażonego, uciekającego przed nim kreta, który próbuje schować się w chodniku.
Jest u niego również aspekt kota, który patrzy na mysz, ale jednocześnie jej współczuje. Najciekawsza jest u niego ta niesłychanie naprężona linia między ekstremami, która była zresztą jego metodą twórczą. Ona ma spowodować u czytelnika ten rodzaj uczucia nazywanego kafkowskim, które jednak nie jest lękiem, tylko zawrotem głowy.
GAC Kafka jako święty, Kafka jako prorok… Z biblijnych określeń jest tu jeszcze w użyciu przypowieść.
GORCZYŃSKI Kafka, pisząc o przypowieściach, twierdzi, że sam autor powinien stać się przypowieścią. Jak to osiągnąć? To jest znowu związane z pewną formą życia i pracy nad sobą. Literatura u Kafki jest właśnie czymś takim. To warsztat, w którym pracuje i dochodzi do odkryć, których nie dokonałby w innych sytuacjach. Dlatego był tak skupiony na pracy.
GAC Czy wizja pracy artystycznej jako narzędzia do poznawania rzeczywistości i odkrywania samego siebie jest Ci bliska?
GORCZYŃSKI Kiedy bierzesz się za jakiś tekst i robisz na jego podstawie spektakl, to staje się on przez kilka miesięcy twoją życiową praktyką. Oczywiście celem jest spektakl dla widzów. Kafka też pisał dla czytelnika, ale sam proces pisania czy robienia spektaklu daje szansę głębokiej pracy nad sobą, na wielu poziomach. Teatr jest przestrzenią, w której ludzie w taki właśnie deleuzjańsko-guattariańsko-kafkowski sposób wychodzą z własnych systemowych ograniczeń – przynajmniej na chwilę. I jeżeli spektakl jest żywym procesem, to wtedy może być rewelacją i odsłonić coś, co jest w potocznym życiu zasłonięte.
GAC Intryguje mnie translacja Kafki na ruch. Choreografia jest bardzo istotna w Sprawozdaniu…, ale jeszcze ważniejsza była w Listach do Mileny, które były właściwie teatrem tańca. Z tancerzami pracowałeś wielokrotnie, ale jesteś reżyserem, nie choreografem.
GORCZYŃSKI Jestem zafascynowany teatrem tańca. Pracując z tancerkami i tancerzami, staram się jako reżyser przede wszystkim zainspirować ich do indywidualnego procesu twórczego. Podam przykład. Zanim się spotkaliśmy na pierwszej próbie z ekipą Sprawozdania…, aktorzy i aktorki dostali zadanie: mieli indywidualnie odpowiedzieć na pytanie, kim jest dla nich Czerwony Piotruś. Na pierwsze spotkanie przynieśli odpowiedzi w formach, w których czuli się najmocniej. W wypadku Natalii Dinges była to rozbudowana etiuda performersko-taneczna, która po niewielkich skrótach znalazła się na początku spektaklu. Nawiasem mówiąc, wszystkie odpowiedzi na zadane pytanie miały fundamentalne znaczenie dla konstrukcji spektaklu.
GAC I to z tych odpowiedzi wynika, że na scenie jest czterech Piotrusiów, a nie jeden?
GORCZYŃSKI Tak. Odpowiedzi z założenia nie były hierarchizowane. Nie chciałem wybrać jednej i umieścić nas wszystkich w świecie stworzonym przez jedną osobę.
Chciałem, żeby te cztery wrażliwości ze sobą zagrały i zatańczyły.
GAC A w Listach do Mileny?
GORCZYŃSKI W tamtym spektaklu abstrahowaliśmy od Kafki. Tematem była miłość i historia związku. Struktura taneczna wynikała z tego, co rozumieliśmy przez miłość i jej etapy. Oczywiście, dużo o Kafce rozmawialiśmy, czytaliśmy tytułowe listy, a naszym przewodnikiem był kafkolog Kajetan Mojsak, który pełnił funkcję dramaturga.
GAC Listy… były spektaklem onirycznym. Na swój sposób mocnym, ale jednocześnie niezwykle subtelnym. W Sprawozdaniu… budujesz zupełnie inny świat.
Jedną z kluczowych kategorii staje się kabaret.
GORCZYŃSKI Istotne jest pytanie, które zadawaliśmy z dramaturżką Aleksandrą Nowakowską: dlaczego Czerwony Piotruś jest artystą kabaretowym i co to dla nas znaczy? Ono prowokuje kolejne: czy człowiek, który wychodzi na scenę przed innych ludzi, staje się formą Czerwonego Piotrusia? Piotruś mówi, że gdy zrozumiał, że do wyboru ma zoo albo kabaret, zaczął robić wszystko, żeby znaleźć się w tym drugim. Może jest tak, że ludzie, którzy zawodowo zajmują się teatrem, robili wszystko, żeby nie znaleźć się w zoo, a kabaret jest dla nich formą marzenia?
GAC U Kafki raczej nie jest marzeniem.
GORCZYŃSKI Masz rację. Jest ucieczką od perspektywy zoo. Witalne, biologiczne i psychiczne siły mówią ci: rób wszystko, żeby dostać się do kabaretu. Ale czy jesteś w nim szczęśliwy? Można odnieść wrażenie, że Piotrusiowi jest wszystko jedno, że jest pogrążony w marazmie. Nie cieszy się, nie martwi. Widzi siebie jako gwiazdę kabaretu w bujanym fotelu,
z butelką wina, ale to jest gorzkie. Nie ma w tym poczucia spełnienia.
GAC Czerwony Piotruś jest bohaterem niezwykłym: małpą, która stała się człowiekiem.
Jego natura jest więc podwójna. Jej analiza to jedno, ale w kabarecie – tak jak i w teatrze – poza artystami są też widzowie.
GORCZYŃSKI Tytułowa Akademia chce się dowiedzieć od Piotrusia, jaka jest jego małpia przeszłość, a Piotruś ją wypiera i opowiada, jak stawał się człowiekiem. To jest opowiadanie o nieporozumieniu. Czego oczekuje widownia od aktorów? Zastanówmy się nad wywodzącym się z systemu Stanisławskiego pojęciem organiczności. Co to znaczy organiczność?
Po co ludzie chcą ją oglądać? Może po to, żeby zobaczyć coś, czego sami nie mają – tak mówił Grotowski, typowy kafkowski Akademik. Czerwony Piotruś to jest organiczny aktor/organiczna aktorka na scenie, i to właśnie chcą zobaczyć widzowie, aczkolwiek się do tego nie przyznają. Zapytani, powiedzą raczej o historii, fabule, o tym, że chcą coś przeżyć.
A może do teatru chodzimy po to, żeby popatrzeć na ludzi, którzy reprezentują coś, co my w naszej kulturze zgubiliśmy?
GAC Do teatru idziemy po dzikość?
GORCZYŃSKI A po co się idzie na koncerty rockowe lub metalowe? Mick Jagger wygląda na scenie jak małpiszon – i to nie jest pejoratywne. Podobnie Led Zeppelin. To jest organika. Nie chcę robić z Kafki prekursora lat sześćdziesiątych, bo jeśli jest czegoś prekursorem, to surrealizmu – nieprzypadkowo David Lynch ma nad biurkiem jego portret – aczkolwiek Kafka antycypujący dzieci kwiaty to ciekawa teza. U nas w spektaklu jest taki wątek, zaznaczony piosenką Piotra Śnieguły Wolność, a nie szybkość.
GAC Wspólnym mianownikiem dla tamtej generacji była wolność. Tymczasem w opowiadaniu Kafki albo wolność jest niemożliwa, albo jej jedyną dostępną formą jest śmierć, czyli skok za burtę okrętu, pod którego pokładem znajduje się klatka, w której zamknięto Piotrusia i w której rozpoczął on swój proces uczłowieczania.
GORCZYŃSKI W Dzienniku Kafki jest obraz z czasu tworzenia Sprawozdania…,
w którym opisuje on samego siebie siedzącego w zagrodzie, w której zamyka się owce.
Człowiek z deseczkami przymocowanymi do skroni to właśnie ja – pisze. To jest obraz kogoś, kto bardzo chce się wyzwolić. Pojęcie wolności nie jest abstrakcyjną ideą, tylko czymś związanym z formą ucieczki i wyjścia poza krępujący schemat. Nie jest śmiercią.
Ten fragment opowiadania to polemika z wolnością rozumianą jako slogan „wybieram wolność”. U Kafki wolność czujesz dopiero wtedy, gdy jesteś głęboko zniewolony.
GAC Czyli wolność nie istnieje poza ucieczką.
GORCZYŃSKI Ona jest w momencie wyjścia, potem wchodzi się w kolejną pułapkę i ostatecznie świat okazuje się większą klatką.
GAC Jak statek.
GORCZYŃSKI Dokładnie. To ciekawe, bo statek, jak zauważyła Ola Nowakowska, to rodzaj limbo. Symbol przejścia między lądem a lądem, sytuacja pomiędzy, w której zwierzę staje się człowiekiem albo człowiek zwierzęciem – o tym jest to opowiadanie, bardziej niż o wolności. Ona nie jest taka, jak nam się wydaje. Znaleźć w krępującej nas skrzyni szczelinę i w nią wejść – to jest wolność. W Sprawozdaniu… jest też wątek raju i powrotu. Kafka zajmował się tym w aforyzmach, które cytujemy w spektaklu, napisanych krótko po opowiadaniu.
Raj może być też kondycją zwierzęcą.
GAC Tego chciała się dowiedzieć Akademia, przepytując Czerwonego Piotrusia z jego małpiej przeszłości? Czym jest raj?
GORCZYŃSKI Tak. Podążając za Kafką, możemy zdefiniować człowieka jako istotę,
która tęskni do raju. Nasza zwierzęca natura jest bliżej raju, jest w niej jego ślad.
GAC Figurę raju uruchamiasz za pomocą scenografii. W finale proponujesz obraz: klatkę-raj, w której siedzi obok siebie dwóch Piotrusiów, ten najbliższy małpie i ten jej najdalszy, przypominający mistyka. To nie jest ani obraz powrotu, ani ucieczki, ani ewolucji, tylko raczej ich równoczesnej obecności.
GORCZYŃSKI W przestrzeni, którą skomponowała Iwona Bandzarewicz, widać napięcie między klatką-rajem a miejscem poza klatką, którego dominantą jest uschnięte drzewo.
W finale budujemy również przestrzenne napięcie między Czerwonym Piotrusiem mówiącym, a precyzyjniej: śpiewającym, którego nazwałeś „mistykiem”, a Czerwonym Piotrusiem tańczącym. Masz rację, że chodzi o równoczesną obecność. Kafka twierdził, podobnie jak chasydzi, że jesteśmy cały czas w raju lub w innych miejscach, że moglibyśmy do niego powrócić, tylko nie podejmujemy koniecznego wysiłku – który dla człowieka jest oczywiście niemożliwy do wykonania. To jest kwestia naszego duchowego lenistwa.
GAC Skoro pojawił się wątek żydowski, wróćmy do kategorii systemu. W interpretacjach Kafki bywa on utożsamiany z prawem. Zwłaszcza z jego żydowską tradycją, w której interpretując prawo, ostatecznie musisz poddać się wynikom tych interpretacji – bez względu na swoje intencje czy światopogląd stajesz się poddanym reguł. W tym sensie system jest bezlitosny i rzeczywiście przerażający.
GORCZYŃSKI Bibliotekę na ten temat napisano. Nic nowego raczej nie dodam, to temat dla Jacques’a Derridy. Można w nim zejść bardzo głęboko i Kafka jest tu rzeczywiście świetnym przewodnikiem. W kulturze żydowskiej masz do czynienia z ciągłą reinterpretacją prawa, a z drugiej strony prawo jest dane z zewnątrz – i to jest sytuacja paradoksalna.
Kafka miał prawnicze wykształcenie i wiedział z autopsji, co znaczy interpretacja przepisu. Pojawia się też kategoria winy wobec prawa: czy w raju jesteśmy winni, czy to jest miejsce bez prawa? W tradycji żydowskiej spożywanie owocu z drzewa poznania jest niczym innym jak poznawaniem prawa. Im więcej poznajemy prawa, tym bardziej wychodzimy z sytuacji zwierzęcości, która notabene nie jest szlachetną dzikością, tylko pierwotnym egoizmem.
Z drugiej strony jest tradycja mesjańska, zarówno w judaizmie, jak i w chrześcijaństwie. Istnieje zarzucony i niezrozumiany wątek, o którym pisze Święty Paweł: chrześcijaństwo to stan, gdzie prawo już nie obowiązuje. Jesteśmy braćmi i siostrami, nie ma prawa, nie ma narodowości, nie ma hierarchii społecznych, jak w Imagine Johna Lennona. (śmiech) Prawo jest w tej perspektywie czymś chwilowym, jest czasem pomiędzy rajem a rajem.
GAC Twój spektakl to katalog interpretacji, z których każda starczyłaby na osobne przedstawienie. Wyobrażam sobie na przykład kabaret jako pole do opowieści o współczesnej popkulturze, o masowych i społecznościowych mediach, co zresztą zaznaczasz, ale nie idziesz za tym dalej. Nie chciałeś się ograniczać?
GORCZYŃSKI Sprawozdanie… to krótkie opowiadanie, w którym wystarczy jedno słowo, aby otworzyć nowy kierunek. Pojawia się na przykład nazwisko Hagenbeck.
Zaczynasz googlować i okazuje się, że to facet, który wymyślił ludzkie zoo.
Jest mnóstwo literatury na temat: Kafka a postkolonializm, Kafka i ludzkie zoo i tak dalej. Tymczasem on rzuca okruch i mówi: idźcie za tym, to jest jakaś forma interpretacyjna. Ale jednocześnie, nie rozwijając tematu, mówi, żeby nie zawężać do niej całego opowiadania. Konstrukcja całości jest czymś więcej. Gdybym pomyślał: „Hagenbeck? Dobra, to zrobię spektakl o ludzkim zoo”, miałbym poczucie, że daję Kafce wodzić się za nos, że nie robię spektaklu o Sprawozdaniu… Aczkolwiek gdyby odpowiedzi aktorów na wspomniane pytanie zadane przed rozpoczęciem pracy były zbieżne, na przykład wszyscy odpowiedzieliby, że Czerwony Piotruś jest figurą ofiary kolonializmu, to pewnie byśmy w to poszli.
Miałbym poczucie, że to jest ważne dla wszystkich i że warto w to iść dalej.
GAC Czy robiąc spektakl o Kafce, zastanawiałeś się nad jego stosunkiem do teatru?
GORCZYŃSKI Był taki teatr ze Lwowa, grający w jidysz. Jego dyrektorem był Icchak Löwy. Bardzo ciekawa postać. Był przyjacielem Kafki, którego przeżył o blisko dwadzieścia lat. Działał również w Polsce. Zginął w 1942 roku w Treblince. Kafka był zafascynowany teatrem Löwy’ego. Ale jaki to był teatr? W Pradze grali gościnnie w pokątnym, niezbyt ciekawym miejscu. Były tam i liryzm, i piosenki, i kabaret. Obok języka jidysz, który dobrze się Kafce układał w uchu, był też ruch – pantomima i inne formy, o których mówił, że były ważniejsze niż słowa lub równie ważne. Łukasz Musiał, tłumacz i badacz jego twórczości, twierdzi, że oglądanie tego teatru bardzo wpłynęło na literaturę Kafki, który myśli obrazami i widzi postaci jak działające kukiełki bez spersonalizowanej psychologii. Na przykład w okienku pojawia się właściciel zamku, patrzy i potem znika, ale sam obraz zostaje z czytelnikiem.
To jest bardzo teatralny, ekspresjonistyczny układ.
GAC Czy Kafkę w teatrze interesowała wyłącznie technika tego, co wytwarzane na scenie, czy także to, co dzieje się na widowni?
GORCZYŃSKI Łukasz Musiał twierdzi, że jako widza interesowały go wzruszenia i bardzo pierwotne poczucia. Z drugiej strony podobała mu się forma: był wyczulony na dźwięk.
Kafkę pociągała też przekraczająca konwenans odwaga. Dzięki teatralnemu spotkaniu z jidysz stworzył teorię literatury mniejszej. Co ciekawe, teatr Löwy’ego został w Pradze bardzo źle odebrany przez tamtejsze środowisko żydowskie: z ogromnym poczuciem wyższości, zażenowaniem wobec tych mówiących dziwnym językiem bidoków z rubieży Europy Wschodniej. Ojciec Kafki też wyrażał się o nich bardzo źle, ale sam Kafka prawdopodobnie czuł z nimi jakieś poczucie wspólnego losu.
GAC Teatr KTO w Krakowie, w którym zrealizowałeś Sprawozdanie…, nie znajduje się co prawda w miejscu pokątnym, a wręcz przeciwnie, ale na tle innych miejskich scen sytuuje się nieco z boku. Jak tam trafiłeś?
GORCZYŃSKI Napisałem do dyrektora Jerzego Zonia z pytaniem, czy byłby zainteresowany współpracą. Odbyliśmy sympatyczną rozmowę, okazało się, że w teatrze funkcjonuje projekt „KTO? Senior!” i jeżeli chcę, to mogę poprowadzić grupę seniorów. Rozmawialiśmy dalej i okazało się, że dyrektor jest także zainteresowany premierowym spektaklem. Z seniorami zrobiłem Listy do Mileny. Ta wersja okazała się bardzo rezonująca i przejmująca dla widowni. Sporo osób było autentycznie wzruszonych. Myślę, że jeśli szukać gdzieś teatralnej analogii do Kafkowskiej literatury mniejszej, to właśnie tu – w teatrach seniorów.