Georg Büchner
Woyzeck
TEATR MAŁY W TYCHACH
Obsada
Kamil Bończyk
Kajetan Mojsak
Aleksandra Nowakowska
Sabina Romańczak
Paweł Urbanowicz
Filip Wójcik
Scenografia
Iwona Bandzarewicz
Muzyka na żywo
Filip Wójcik
Projekcje
Iwona Bandzarewicz
Maciej Gorczyński
Współpraca dramaturgiczna
Kajetan Mojsak
Reżyseria
Maciej Gorczyński
Premiera
13 kwietnia 2018
Teatr Mały w Tychach






Zdjęcia : Iwona Bandzarewicz
Łukasz Drewniak, Kołonotatnik/189
W kwietniu chyba po raz pierwszy widziałem, w jakim kierunku mogłyby pójść spektakle tworzone przez studentów i absolwentów Bytomia. Maciej Gorczyński, młody reżyser z Gardzienic i po krakowskiej szkole pracował z grupką bytomskich aktorów-tancerzy nad Woyzeckiem. Nie oceniam spektaklu, nie promuję tu zespołu, daję tylko świadectwo własnego zadziwienia elastycznością aktorów bytomskich. Ich büchnerowskie monologi w sposób absolutnie naturalny przechodziły w ekstatyczny taniec, jakby postaciom brakowało nagle słów i musiały resztę opowiedzieć ruchem. Słowa rodziły się z maniakalnych powtórek działań, czułość i przemoc były wyrażane równocześnie na dwa sposoby: werbalny i niewerbalny. Gorczyński zderzał na scenie tradycję pogardzienicką z nowoczesnym teatrem tańca, podmieniał w gardzienickim alfabecie pieśń na ruch, szukał automatycznej reakcji aktora na muzykę, tekst, działanie partnera. I pozwalał na riposty w każdej z tych sfer. Naturalnym było, że para tańczących kochanków nagle zaczynała mówić do siebie, że tekst z offu rysował po scenie choreograficzne marszruty dla aktorów. Oglądałem na scenie dwa rozpasane i umierające jednocześnie języki równoległe, aktor Gorczyńskiego był jak działający autotłumacz symultaniczny.
Patrzyłem na to, co piątka młodych aktorów robiła w przestrzeni gry, i wreszcie rozumiałem sens istnienia bytomskiego wydziału. Wszyscy byli naturalniejsi i sprawniejsi niż aktorzy z Krakowa, nie gorsi w postaciowaniu, emocjach, rozumieniu bohaterów. I nie tak zunifikowani po tak zwanych warunkach, typie urody czy sylwetkach. A także bardziej komunikatywni scenicznie i zwyklejsi niż kształceni tylko ruchowo tancerze. Dla mnie – krytyka poruszającego się po niszach teatru dramatycznego i offu – byli czymś nowym, dziwnym, potrzebnym. Może nawet ze skazą połowiczności i niedoskonałości, ale przez to cholernie ludzcy i bliscy.
I już sobie zacząłem wyobrażać, co na tym można budować w polskim teatrze, jak polski teatr może z tych młodych skorzystać. No i stop. Za trzy lata krakowskie AST zacznie zupełnie nowy projekt edukacyjny. I nie będzie w Bytomiu tyle teatru tańca co dotąd.
Magdalena Mrowiec, Tygodnik Echo, 18.04.2018
Na początku silne wrażenie robi scenografia: surowa, ostra, ale bardzo przemawiająca do wyobraźni (...) Te powyginane, szare drzewa, wśród których błądzą apokaliptyczne ptaki i postaci w maskach gazowych, to świetna ilustracja ,,kamiennego świata" z którym przyszło zmagać się bohaterom. Dobrą robotę robi też niesamowite światło. Buduje klimat, prześwietlając zza brudnej kurtyny, czerwieniejąc jak zachód słońca w ostatniej scenie zbrodni. Widzom podobała się zwłaszcza plastyka ruchu, wciągający, hipnotyzującu miejscami nastrój i gra aktorska, gdzie słowo szło ręka w rękę ze środkami z dziedziny teatru tańca.
Stąd poruszające sceny miłosne między Woyzeckiem a Marią (i ich dzieckiem). Wyrazistą kreację stworzył też poruszajacy się na kulach - karabinach Kapitan. Pijatyka żołnierzy w karczmie to nie tylko świetny ruch sceniczny, ale i zabawne wykorzystanie perkusji (która zresztą tworzyła dźwiękowy szkielet przedstawienia).
Trzeba też wspomnieć o odważnym i pomysłowym wykorzystaniu rekwizytów: wspomnianych kul, wiader, maski gazowej. Wszytkie te elementy: ruch i relacje między postaciami, muzyka, dekoracje, rekwizyty, projekcje i światła tworzyły precyzyjny komunikat o świece, który więzi i rani swoich bohaterów.
Choć próbują oni znaleźć oparcie w łączących ich uczuciach, to ich przeznaczeniem pozostaje - jak w baśni snutej przez Babcię - sieroca samotność. (...)