
Matka Joanna od Aniołów
Napisane w 1943 roku opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza ,,Matka Joanna od Aniołów" przedstawia historię opętania zakonnic w fikcyjnym klasztorze w Ludyniu oraz tragicznej relacji tytułowej Matki Joanny, przeoryszy klasztoru i ojca Suryna, egzorcyzmującego ją jezuity.
W interpretacji twórców Teatru Barakah fabuła opowiadania staje się przypowieścią o ofierze, która jest tu rozumiana w dwójnasób. Po pierwsze jest to radykalny gest wobec kochanej osoby, czyli ofiara z siebie. Po drugie to kozioł ofiarny, czyli niewinne ofiary dominującego patriarchalnego dyskursu wykluczającego z narracyjnych form języka, które chcą odzyskać swoją suwerenność i podmiotowość.
Ważnym kontekstem dla spektaklu jest relacja Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów, zwłaszcza czas choroby psychicznej Anny i jej pobyt w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.
W spektaklu wykorzystano wiersz „Piosenka dla zmarłej” Jarosława Iwaszkiewicza, oraz autorskie teksty Aleksandry Nowakowskiej.












Fot. Piotr Kubic
Fot. Iwona Bandzarewicz
Tekst
JAROSŁAW IWASZKIEWICZ
ALEKSANDRA NOWAKOWSKA
Reżyseria, adaptacja, trailer
MACIEJ GORCZYŃSKI
Obsada
MICHAŁ NOWICKI, MONIKA KUFEL,
ALEKSANDRA NOWAKOWSKA, PAWEŁ PLEWA,
PAWEŁ CHARYTON / MARCIN PIOTROWIAK,
AGATA JĘDRZEJCZAK / AGNIESZKA FERENC,
DAMIAN SOSNOWSKI / MICHAŁ KŁODNICKI /
HUBERT WOLIŃSKI
Scenografia, kostiumy, reżyseria światła
IWONA BANDZAREWICZ
Muzyka / Muzyka na żywo
PIOTR KORZENIAK
Projekcje
MACIEJ GORCZYŃSKI, WIKTOR KOZAK
Światło
PIOTR KOŹMIŃSKI, WIKTOR KOZAK
Dźwięk
PIOTR KORZENIAK, MICHAŁ KAROŃ
Produkcja
TEATR BARAKAH w KRAKOWIE
Premiera
30 maja 2021
Maryla Zielińska, Klasyka Żywa
Opowiadanie pisane przez Iwaszkiewicza w 1942 roku w ostatnich dwóch sezonach doczekało się niespodziewanego renesansu na polskich scenach. Powstawało na Stawisku w cieniu okupacji i toczących się perypetii małżeńskich Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Sięgnęli po nie na warszawskich scenach Jan Klata, Agnieszka Błońska, Wojciech Faruga. Zobaczyliśmy trzy bardzo różne interpretacje: od wymierzonej w instytucję Kościoła i zarazem dzwoniącą na trwogę przed upadkiem wiary (w Nowym), przez feministyczną i emancypującą wiedzę nad zabobon (w Powszechnym), po personalistyczne ujęcie wiary i miłości (w Narodowym). Premiery te też pokazały różne tendencje w polskim teatrze w pokoleniu reżyserów około czterdziestki.
Ostatnie wystawienie Matki Joanny od Aniołów w krakowskim Teatrze Barakah to jeszcze inne czytanie Iwaszkiewicza, przez pryzmat jego biografii i Zagłady. Reżyser Maciej Gorczyński zaprasza widzów do szpitala psychiatrycznego.
Już wchodząc do małej przestrzeni niegdysiejszej łaźni, ocieramy się w ciasnym korytarzyku o łóżko z pacjentem. Mury lutyńskiego klasztoru, kościoła są tu ścianami odosobnienia dla ludzi w kryzysie tyleż wiary, co i psychiki, którzy poddawani są leczeniu przez egzorcyzmowanie, bez specjalnego przekonania do tych metod, a nawet bez woli uzdrowienia, raczej z sadystycznej przyjemności. Ksiądz Brym egzorcyzmuje zakonnice (w opowiadaniu to miejscowy proboszcz, który z boku przypatruje się zdarzeniom), stąd biały lekarski fartuch. Lustro, projekcje, nawet odbicia w resztkach wykafelkowanych ścian stają się znakiem tożsamościowych zmagań bohaterów.
W temat biografii wprowadza napis wyświetlany na ścianie na wprost widowni, informujący o rozwijającej się od lat trzydziestych chorobie psychicznej żony pisarza. Listy pisane do męża ze szpitala, fragmenty dziennika Anny, wiersz Iwaszkiewicza Piosenka dla zmarłej weszły do scenariusza. Problemy tożsamościowe Anny, Jarosława, specyfika ich związku, nie przyćmiewają fikcji literackiej, podobnie jak kontekst okupacji, tu zaznaczony poprzez wzmocnieniem kostiumem i charakteryzacją relacji kata i ofiary, rozpisanie jej na postaci mężczyzn (kusiciel Wołodkowicz grany przez Damiana Sosnowskiego i ksiądz Brym w wykonaniu Pawła Plewy) i kobiet (siostry-pacjentki).
Tylko Matka Joanna i ksiądz Suryn zachowują czarne zakonne sukienki, a raczej sutanny, bo postać przeoryszy urszulanek i w ten sposób kreowana jest na równą księdzu egzorcyście. Siostra przełożona grana przez Anę Nowicką jest nawet wizualnie i dramaturgicznie silniejszą postacią niż młody, wiotki jak trzcina jezuita – w tej roli Paweł Charyton. To raczej siostry Anna i Maria są siłą wodzącą na pokuszenie, role te grają aktorki teatru tańca (Aleksandra Nowakowska, Agata Jędrzejczak) ubrane w zwiewne sukienki. Siostra Małgorzata od Krzyża (Monika Kufel), którą Iwaszkiewicz uodparnia na opętanie za cenę oddania się zmysłom, w Barakah jest pozbawiona doświadczania swojej historii tu i teraz, widzimy ją na wózku inwalidzkim, jakby już przeszła przez swój grzech, zrobiła rachunek sumienia i odbywała pokutę.
Twórcom przedstawienia udało się stworzyć w piwnicy na Paulińskiej przestrzeń psychicznej udręki, rozedrganej jaźni, w której nie wiadomo, co jest prawdą, a co już projekcją choroby. To zasługa także scenografii Iwony Bandzarewicz i muzyki Piotra Korzeniaka, w której elektrycznych tonach wybrzmiewa tykanie zegara, przeznaczenia. Najmłodszy w gronie reżyserów, których zainteresowało okupacyjne opowiadanie Iwaszkiewicza, zrealizował je tak, jakby nie widział miłosierdzia dla cierpiących bohaterów, w duchu estetyzującej poezji Skamandryty.
SANCTE MICHAEL ARCHANGELE, DEFENDE NOS IN PRAELIO Piotr Gaszczyński, Teatr dla wszystkich Teatralny
Po kolejnym, miejmy nadzieję że już ostatnim, zamknięciu instytucji kultury, od końca maja znowu możemy cieszyć się wizytami w teatrach „na żywo”. Nie inaczej było w krakowskim Barakah, gdzie wystawiono, pierwotnie zaplanowaną na marzec, premierę Matki Joanny od Aniołów. Jedno z najbardziej znanych opowiadań Iwaszkiewicza przeżywa ostatnio swój renesans – po premierach w warszawskich Nowym i Narodowym (odpowiednio Jana Klaty i Wojciecha Farugi), opowieść o opętaniu w Ludyniu dotarła również na Paulińską w Krakowie.
W spektaklu Macieja Gorczyńskiego do opowieści o opętanych (?) zakonnicach włączono historię żony Jarosława Iwaszkiewicza – cierpiącej na chorobę psychiczną Anny, a także niezwykły wiersz poety – Piosenka dla zmarłej.
Z tego połączenia powstało przedstawienie o cierpieniu, samotności, niezrealizowanych pragnieniach i ambicjach, dla których rzekome działania złego ducha wydają się być jedynie wygodnym pretekstem.
Od samego początku Matki Joanny… granica między rzeczywistością a chorobą zaciera się, linia oddzielająca żarliwą religijność od klinicznego obłędu zostaje rozmyta. Pełniący funkcję narratora ksiądz Brym (Paweł Plewa) występuje w lekarskim kitlu, klasztorna cela przypomina bardziej szpitalny pokój, w którym oprócz łóżka i lustra nie ma zupełnie nic (scenografia autorstwa Iwony Bandzarewicz). Widzę w tym zabiegu dalekie echa Trylogii Jana Klaty, gdzie narodowe traumy leczono urojonymi wojnami toczącymi się w głowach bohaterów, skaczących po zdezelowanych materacach. Zachowując proporcje, tu również mamy do czynienia z wiwisekcją ludzkich uczuć i fobii. Jednak w przeciwieństwie do spektakularnego widowiska byłego dyrektora Starego Teatru, Barakah zaprasza widzów do bardziej intymnego spotkania jeden na jeden, zetknięcia oko w oko z szaleństwem w skali indywidualnej, nie zbiorowej.
Ana Nowicka jako Matka Joanna wraz dwiema towarzyszącymi jej na scenie efemerycznymi zakonnicami (przykuwające uwagę Aleksandra Nowakowska i Agata Jędrzejczak) tworzą trójkąt pełen niejednoznaczności. Przekomarzają się z Surynem (Paweł Charyton), uwodzą go, straszą, manipulują nim, prowadzą grę, w której młody kleryk nie umie się odnaleźć. Matka Joanna występuje na scenie w sutannie – jest to jednoznaczny gest stanowiący wyzwanie dla przybyłego do klasztoru egzorcysty.
Taki zabieg wpisuje się również w założenia teoretyczne spektaklu, o których czytamy w jego opisie, gdzie opowiadanie Iwaszkiewicza traktowane jest jako przypowieść o ofierze rozumianej m.in. jako „ (…) niewinne ofiary dominującego (również współcześnie) patriarchalnego dyskursu wykluczającego z narracyjnych form języka (…)”. Pomijając fakt, że nie zgadzam się z cytowanym zdaniem, jako widz po prostu nie znalazłem na scenie realizacji opresyjnego, patriarchalnego dyskursu.
Owszem, obserwujemy relację egzorcyści kontra podległe im zakonnice, ale wynika ona z samej struktury kościoła jako instytucji i sytuacji o jakiej mówi opowiadanie (spektakl). Zakonnice są teoretycznie opętane, przybyli księża mają wypędzić demony,
w sferze duchowej sytuacja jest jasna – reprezentant sił dobra ma ujarzmić siły zła. Nie ma tu pola do negocjacji.
Jeśli mówić o Matce Joannie od Aniołów jako przypowieści o pewnego rodzaju walce z opresją, to z pewnością opowiadanie Iwaszkiewicza traktuje o tabu, jakim jest miłość i prawo do miłości (również cielesnej) osób duchownych.
W tym kontekście relacja Matka Joanna – Suryn jest wołaniem o uznanie ich uczucia za prawdziwe, legalne.
W wykorzystanej w spektaklu Piosence dla zmarłej czytamy : „Która leżysz w trumnie / Pomiędzy kwiatami / Wiedz że Dionizos / Modli się za nami /”.
Te kilka wersów, przywołujących Bakchosa jako patrona miłości jednoznacznie mówią o cielesności, radości z fizycznego zbliżenia, uniesienia pokonującego granicę życia i śmierci (jak wiadomo, mało które postacie są tak mocno splecione jak Eros i Tanatos). Rozwinięcia tego wątku zabrakło mi w krakowskim przedstawieniu.
Efektowne sceny wypędzania diabła nie zostały zrównoważone z dwuznaczną relacją księdza i zakonnicy.
Ważną rolę w spektaklu odgrywa poruszająca się na wózku inwalidzkim siostra Małgorzata (Monika Kufel). Wdaje się być przeciwieństwem Joanny, jest dużo bardziej racjonalna w słowach i działaniach. Wraz z Wołodkowiczem (Damian Sosnowski) tworzą interesujące tło dla scenicznych wydarzeń. Warto wspomnieć o niepokojącej muzyce Piotra Korzeniaka (m.in. wwiercające się w głowę nieustanne tykanie zegara), która dobrze oddaje nastrój i rytm przedstawienia.
Podsumowując, Matka Joanna od Aniołów w krakowskim Barakah to spektakl, który intryguje, ale nie wykorzystuje w pełni potencjału tekstu Iwaszkiewicza. Warto wybrać się na egzorcyzmy przy Paulińskiej, żeby na własnej skórze przekonać się czy diabeł tkwi w zakonnicach, czy może w nas samych.
Z GŁĘBI ZIMNYCH MURÓW
Paweł Kluszczyński, Nowa Siła Krytyczna
Maciej Gorczyński przenosi nas w „Matce Joannie od Aniołów” w świat pełen mrocznych lęków i nie do końca jasnych okoliczności, na wpół senny.
Spektakl wystawiony w chłodnych przestrzeniach krakowskiego Teatru Barakah został osadzony ni to w klasztornych murach, ni to w szpitalu psychiatrycznym.
Jest niejednoznaczny, budzi niepokój, napięcie nie opuszcza nas do końca. Przy czym pozostaje piękny w swojej formie.
Akcja opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza rozgrywa się w XVII wieku na smoleńszczyźnie, w prowincjonalnym Lutyniu, głównie w klasztorze urszulanek. W adaptacji reżyser wykorzystał fragmenty „Dzienników” Anny Iwaszkiewicz oraz wiersz „Piosenka dla zmarłej” Iwaszkiewicza.
Opętanie sióstr zaczęło się od przełożonej zakonu, Matki Joanny od Aniołów (Ana Nowicka). Mimo licznych prób egzorcyzmowania, nie sposób przegonić demony z sióstr. W celu wsparcia egzorcystów zostaje sprowadzony jezuita, ksiądz Suryn (Paweł Charyton), ma się zająć przeoryszą. Walka ze złym duchem przeradza się w fascynację Matką Joanną. Chcąc zdjąć z niej jarzmo opętania, otwiera się i przejmuje demony do swej duszy. Po czym brutalnie morduje parobków w gospodzie.
Odrapane ściany, zamglone lustra, półmrok, metalowe łóżko (scenografia: Iwona Bandzarewicz) wyglądają jak najczarniejsza wizja szpitala dla chorych psychicznie,
a nie nawet najsurowiej urządzony klasztor. Podobnie jest z bohaterami: zakonnice ubrane są w powłóczyste koszule nocne, a proboszcz Brym (Paweł Plewa) w lekarski kitel.
Do opętania podchodzi bezceremonialnie, na jego uśmiechniętej twarzy nie widać odrobiny zdziwienia nadprzyrodzonymi zdarzeniami. W scenie egzorcyzmowania Matki Joanny wydaje się znudzony nieudanymi próbami, a rozmowę z ujawniającymi się demonami traktuje niczym pokaz tresowanych zwierząt w cyrku.
Wymaga od szatanów mieszkających w Matce Joannie, aby pokazywali, jak kłaniają się aniołowie przed stwórcą, co jest bardziej zabawą nie próbą pomocy dręczonej kobiecie, liczy się show. Stwierdza, że „baby” są bardziej podatne na opętania, więc to ich wina. Reprezentuje patriarchalny stosunek do kobiet, silnie zakorzeniony w naszej kulturze. Kobieta ma służyć mężczyźnie i trwać przy nim, a jeśli spotyka ją problem, to oczywiście jej wina.
Krakowska „Matka Joanna od Aniołów” mierzy się z tym tematem. Mężczyźni są tu panami świata widzialnego i duchowego. Przeorysza próbuje przejść na drugą stronę. Widać to już w jej stroju. W przeciwieństwie do pozostałych urszulanek ubrana jest w czerń, przypisaną męskiej części obsady. Do tego dochodzi sprawa samego opętania.
Nie jest jasne, czy rzeczywiście w jej ciele zagościły demoniczne istoty, czy może to tylko jej wymysły. Czy to próba zwrócenia na siebie uwagi, czy chęć wywyższenia siebie spośród szarej masy społeczeństwa? Jak sama stwierdza, jest dumna z opętania, bo skoro nie może zostać świętą, woli być skazana na wieczne zniewolenie. Nosząc w sobie to piętno jest przecież tą, która w pewnym sensie zawładnęła demonami, które w niej zamieszkały, czyli stała się równa mężczyźnie, który w egzorcyzmach im rozkazuje.
Potrzeba bliskości drugiej osoby to drugi aspekt tej parabolicznej przypowieści. Matka Joanna, Suryn, czy Siostra Małgorzata (Monika Kufel) to ludzie samotni, szukający bliskości z drugim człowiekiem. Pogrążony w ascezie i dążeniu do duchowej wzniosłości jezuita zatracił kontakt ze światem rzeczywistym. Spotykając Matkę Joannę, wraca na ziemię, jednak pochłonięty jej osobą, powtarzabłędy kobiety, przejmuje dążenie do bycia kimś ponadprzeciętnym. Zamknięta w klasztorze Matka Joanna popadła w opętanie, które stało się dla niej bezpieczną przestrzenią. Natomiast Siostra Małgorzata, jedyna odporna na masową psychozę sióstr, a przez to wyobcowana, zaczęła szukać zrozumienia poza klasztornymi murami.
Inscenizację opowiadania Iwaszkiewicza ogląda się z zapartym tchem. Napięcie dramaturgiczne podbija muzyka Piotra Korzeniaka, natrętnie powracający dźwięk tykającego zegara dodaje grozy. Ana Nowicka nie pokazała tytułowej bohaterki w sposób oczywisty, jest bardziej zagubioną kobietą, szukającą swojej drogi w życiu niż obłąkaną czy opętaną. Jej bohaterka jest tak pochłonięta chorobliwą wiarą, że zaczyna doświadczać nawiedzeń, być może będących wymysłem jej psychiki, podsycanej kolejnymi próbami egzorcyzmowania. Paweł Charyton gra zagubionego młodego człowieka, który myśli, że posiadł wiedzę mędrca, jednak wciąż musi się dużo dowiedzieć o życiu.
Natomiast Brym Pawła Plewy jest cynikiem wykorzystującym stan sióstr, żeby pokazać siebie w demonicznych show.
Ciężko określić, czy jest to spektakl o opętaniu, chorobie psychicznej, czy o samotności. Wszystkie te tematy są w nim zawarte. Oniryczność i niedopowiedzenie bardzo dobrze wpasowują się w aurę wydarzeń w prowincjonalnym klasztorze. Warto zagłębić się w zimne mury Teatru Barakah i spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, czy warto tak mocno dążyć do bycia wyjątkowym jak Matka Joanna.
CIERPIĄ, TO NIECH CIERPIĄ...TAKI LOS
Adriana Markowska, Dziennik Teatralny Kraków
Matka Joanna od Aniołów, opowiadanie autorstwa Jarosława Iwaszkiewicza z 1943 roku opowiadające o tragicznych losach opętanej zakonnicy oraz jej relacji z egzorcyzmującym ją księdzem Surynem. W Teatrze Barakah, reżyser Maciej Gorczyński, który zajął się także adaptacją tekstu, prezentuje nam nowy wymiar tej historii wplatając do niej relację Iwaszkiewicza z chorą żoną Anną Iwaszkiewicz co stanowi równoległą oś całego spektaklu.
Gdy wchodzimy na salę aby zająć miejsca aktorzy już na nas czekają. Matka Joanna przechadza się po scenie rzucając nam pewne siebie spojrzenie. Zapada cisza. Po chwili zaczyna rozbrzmiewać głośne tykanie zegara wybijające rytm przez dalszą część spektaklu. Brym, w tej roli Paweł Plewa, rozpoczyna od złożenia nam obietnicy. Obietnicy emocjonalnego wstrząsu, pomieszania zmysłów. Obietnicę całkowitego zatracenia poczucia czasu.
Zegar tyka, aktorzy wypełniają całą przestrzeń sceniczną. Przestrzeń pozornie zwyczajną, nie odbiegającą od typowych ascetycznych pomieszczeń, do których może przywykliśmy, nie narzucającą się, prawie niezauważalną a mimo to wywołującą niepokój. Scenografia, za którą odpowiedzialna jest Iwona Bandzarewicz stanowi integralną całość z bohaterkami i bohaterami równie niedającymi się jasno zidentyfikować. Do ludyńsiego klasztoru prowadzi nas muzyka Piotra Korzeniaka, mieszająca się ze stale wybijającym rytm zegarem. Oba dźwięki nadają ton dla snujących się po scenie pogrążonych w sennym marazmie postaciom, zakonnicom z klasztoru: Annie (Aleksandra Nowakowska) i Marii (Agata Jędrzejczak).
Z hipnotycznego zatracenia wybija nas Wołodkowicz (Damian Sosnowski) nadający spektaklowi dynamiczny i nieobliczalny charakter. Energiczna atmosfera zostaje podtrzymana, jednak zaczynają jej towarzyszyć zgoła odmienne emocje. Na scenie pojawia się tytułowa bohaterka: Matka Joanna, w roli Ana Nowicka, emanująca niepokojącą energią, zabiera nas w podróż sięgającą najgłębszych stanów psychiki. Czujemy się przy niej niekomfortowo, wywołuje strach, momentami, złość. Jesteśmy co do niej niepewni. Matka Joanna czuję tę przewagę i z premedytacją bawi się naszymi emocjami, naszą ufnością i łatwowiernością tylko po to aby za chwilę się przed nami otworzyć, abyśmy mogli się z nią utożsamić. Wraz z rozwojem akcji zaczynamy poznawać ją coraz bliżej w czym pomaga nam ksiądz Suryn (Marcin Piotrowiak), postać na pierwszy rzut oka rozważna i zupełnie niegroźna okazuje się być równie nieprzewidywalną. Suryn, w którego rolę wciela się Marcin Piotrowiak stopniowo odkrywa swoje kolejne oblicza od posągowości skontrastowanej z istną groteskową zabawą formą kończąc na melancholii aby na koniec zostawić nas z całkowitym poczuciem pustki.
Obszar do refleksji pozostawił po sobie wypełniony czułością ale też rozpaczą monolog Siostry Małgorzaty (Monika Kufel). Rozważania o ciężkim losie, bolesnych przeżyciach i cierpieniu, z którym jeszcze przyjdzie nam się zmierzyć kształtują wiele niewypowiedzianych pytań, na które sami musimy znaleźć odpowiedzi.
Siostra Małgorzata mimo wprowadzenia nas w świat nostalgii pozostaje postacią, która napawa nas nadzieją i wiarą w szczęśliwe zakończenie.
Mimo momentów zadumy bieg wydarzeń nie ustaje, zegar zdaje się być jeszcze głośniejszy, przyspiesza, zmierzając do ostatecznej godziny.
Reżyser Maciej Gorczyński nie pozostawia nam czasu na chwilę oddechu wrzucając nas w wir wydarzeń i wielopoziomowych doznań.
Symultaniczność rozgrywanych scen komponuje się z onirycznymi zachowaniami bogaterów, którzy zamknięci w ludyńskim klasztorze niczym w oderwanym od świata rzeczywistego miejscu rozgrywają własny wewnętrzny spektakl. Zegar wybija ostateczną godzinę. Zapada cisza wyrywająca nas z hipnotycznego snu.
Twórcy zostawiają nas sam na sam z naszymi koszmarami i aniołami ale co ważniejsze, zostawiają nas ze spełnioną obietnicą.