top of page

 

REQUIEM

Tekst HANOCH LEVIN

Tłumaczenie IRIT AMIEL

​Reżyseria, adaptacja, trailer MACIEJ GORCZYŃSKI

​Scenografia, reżyseria światła IWONA BANDZAREWICZ

​Obsada ALEKSANDRA BATKO, ANNA BOCHNAK - FRYC, 

KAROLINA BUREK / KAMILA BANASIAK, ALICJA MOJKO,

ALEKSANDRA NOWAKOWSKA, EWA ŻURAKOWSKA

Muzyka / tradycyjne pieśni  HEBRAJSKIE, POLSKIE, ROSYJSKIE i UKRAIŃSKIE

Maski RYSZARD HODUR

Video IWONA BANDZAREWICZ, MACIEJ GORCZYŃSKI

Produkcja TEATR BARAKAH w KRAKOWIE

​Premiera 10 października 2016

Krakowskie Reminiscencje Teatralne

Sesja zdjęciowa IWONA BANDZAREWICZ

Zdjęcia ze spektaklu PIOTR KUBIC

Sesja zdjęciowa odbyła się w Pałacu w Gorzanowie na zaproszenie 

FUNDACJA PAŁAC GORZANÓW

,,Requiem” grane był w dwóch wersjach: jako przedstawienie oraz koncert tradycyjnych pieśni. W 2020 roku spektakl prezentowany był w formie online. 

 

„Prawdziwe życie jest gdzie indziej” – słynny cytat z Artura Rimbaud stanowi esencję twórczości zarówno Hanocha Levina jak i Antona Czechowa.

 

Rozliczający się ze swoim życiem starcy, marzący o zmianie, ale niemogący odmienić własnego losu i środowiska młodzi ludzie, w końcu beznadziejnie wpisani w nieszczęście i nędzę skrzywdzeni i poniżeni, to korowód postaci, które spotykamy zarówno w tragikomicznym świecie Levina, jak i w twórczości autora „Mewy”.

 

 

„Requiem” krakowskiego Teatru BARAKAH to najprawdopodobniej jedna z najbardziej oryginalnych interpretacji sztuk Hanocha Levina. Twórcy przenoszą jego przedostatni dramat, nazwany przez samego autora bajką o śmierci, w klimat ludowych i obrzędowych pieśni, wykorzystując maski starców oraz zwracającą od pierwszej sekundy na widowni rdzawo-drewnianą scenografię autorstwa Iwony Bandzarewicz, nagrodzonej za projekt plastyczny spektaklu w ramach I TopOFFFestival w Tychach.

Tekst „Requiem” jest parafrazą opowiadań Czechowa.

 

 

Barbara Świąder - Puchowska
Piękno smutku
Teatr

Nową jakość w scenicznym czytaniu dramatów izraelskiego autora przynosi najnowsza realizacja levinowska w polskim teatrze: Requiem Macieja Gorczyńskiego z 2016 roku, zrealizowane  w Teatrze Barakah, pobrzmiewa ludową nutą, swojskim liryzmem.

Młody reżyser – student ostatniego roku reżyserii w krakowskiej szkole teatralnej, a także aktor i reżyser Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice – zdążył już wypracować własny język teatralny, na który przekłada teraz Levina (polska prapremiera tego tekstu miała miejsce w 2015 roku w Studiu Teatralnym Teatru Współczesnego w Warszawie).  Robi to m.in. za sprawą pieśni jako elementu narracji i nośnika emocji, prostej scenografii, ruchu, tańca oraz kondensacji tekstu i sensów do samej esencji, zachowującej istotę przekazu.

Przestrzeń spektaklu wypełnia scenografia autorstwa Iwony Bandzarewicz, która robi wrażenie ogromnego dzieła malarskiego. Składa się na nią ściana w różnych odcieniach ochry oraz ustawiona pod nią długa ława z „wyrastającym” z niej rachitycznym drzewem, które zdaje się nawiązywać do beckettowskiej proweniencji twórczości Levina oraz do człowieka drzewa z jego słynnej prapremiery Requiem, którą zdążył wyreżyserować tuż przed śmiercią

(realizacja Teatru Cameri z Tel Awiwu była prezentowana w 2001 roku w Warszawie).

Świat małych, podłych miasteczek, pustka i smutek egzystencji, a także ból, rozpacz i tragizm ich mieszkańców przemówiły w Krakowie między innymi poprzez pieśni, wspaniale wykonywane przez aktorki Gorczyńskiego. W krakowskim widowisku pieśni są także przestrzenią łączącą dwa bieguny kulturowe, które spotykają się w sztuce Levina za sprawą trzech opowiadań Antoniego Czechowa, udramatyzowanych w Requiem przez izraelskiego autora. Słyszymy tu m.in. kołysanki – zarówno tradycyjne hebrajskie (na przykład poruszająca, sefardyjska Durme, Durme),  jak i stare rosyjskie. Poprzez kołysanki Gorczyński przywołuje w swojej „bajce o śmierci” także temat dzieciństwa, które bohaterowie Levina „bardzo często wspominają […], tęsknią za bezpiecznym i spokojnym światem, do którego wracają tuż przed śmiercią”, tak jak ma to miejsce w Requiem.

Niezwykłość tej krakowskiej odsłony Levina polega także na tym, że opowiadają tu same kobiety, i niemal wszystkie (Aleksandra Batko, Anna Bochnak-Fryc, Karolina Burek, Aleksandra Nowakowska, Ewa Żurakowska) bardzo młode, poza odtwórczynią głównej roli męskiej, Alicją Mojko – dojrzałą, doświadczoną aktorką trójmiejskich teatrów niezależnych, współtwórczynią m.in. ulicznego Teatru Snów. Aktorki grają chwilami jak w antycznym teatrze – sylwetką, wyraźnym gestem, tańcem, głosem, pieśnią, a chwilami jak w podrzędnym kabarecie, szczególnie w scenach z prostytutkami i pijakami uosabiającymi potrzeby ciała, w których powraca rapowany refren „Nieszczęścia były i zawsze będą”. Przeistaczanie się kobiet za sprawą masek (autorstwa Ryszarda Hodura) w kolejne postaci dramatu sprawia wrażenie jakiejś obrzędowej zabawy, igrania z losem. Oswajania śmierci, przymierzania się do niej, wszak dotyczy ona wszystkich, bez względu na wiek i status – w fabule dramatu Levina, oprócz zgodnego z rytmem natury odejścia Starej i Starego, jest przecież mowa o przedwczesnej śmierci aż trójki dzieci. U Gorczyńskiego to młodość opowiada o starości i śmierci, ale ta bajka nie jest dla dzieci. To świat „rekonstruowany z innego brzegu, żywiołem młodości, energii tkwiącej w głosie”.  Tym bardziej porażająco brzmią, wypowiedziane przez jedną z aktorek z niepokojącym, pobłażliwym uśmiechem, fragmenty kwestii doktora Szebojgana z ,,Kruma'': „Medycyna stanowczo odrzuca wszelkie prośby o litość.

Otępienie jest jedyną nadzieją”. W krakowskim ,,Requiem'' postać Starego jest prowadzona inaczej niż pozostałe postaci – została rozpisana na głos reżysera oraz ciało aktorki i maskę. Przynależy bowiem niejako do innego porządku czasowo-przestrzennego, spoza rzeczywistości miasteczka Pupka.  W opowieści Starego wszystko się już dokonało, a narracja, którą snuje z offu przyciszonym, lekko zachrypniętym głosem sam Maciej Gorczyński, jest refleksją z dystansu. Kilka razy w krakowskim spektaklu powracają wideoprojekcje, będące niczym świetliste okno do wieczności w ścianie ubogiej chałupy bohaterów.  Zastępują one niejako postaci trzech cherubinów ze sztuki Levina. Na tych ożywionych freskach dominują wizerunki prześwietlonych słońcem kobiet w lekkich, jasnych sukniach. Ich cienie odklejają się od ciał niczym dusze, ilustrując słowa dramatu: „Prawdziwy świat jest tam, gdzie zamykamy oczy. Prawdziwy świat jest tam, gdzie ich już więcej nie otwieramy”.

Ból, rozpacz i tragizm swoich bohaterów reżyser umieszcza w poruszających pieśniach

i ruchu. Widać to szczególnie w scenie rozpaczy Matki nad martwym niemowlęciem, w której rozlega się przejmująca pieśń Lulaj, lulaj. Zrytmizowane działania w krakowskim spektaklu są porządkowane melodią pieśni, muzyki i dźwięków, tworzonych przez aktorki na żywo. Poetyka tej realizacji jest skupiona na stronie wizualnej i muzyczno-dźwiękowej.

Gorczyński zdaje się podążać za samym Levinem-reżyserem, którego autorskie realizacje sceniczne własnych dramatów o cierpieniu i okrucieństwie były „ułagodzone” m.in. „delikatnymi pięknymi piosenkami nawiązującymi do naiwnego i czystego świata dzieciństwa czy poetyki snu”. Jak słusznie stwierdza Łukasz Drewniak, w krakowskiej realizacji „Nasycenie poetyki Levina muzyką, akcent postawiony na stronę wizualną zmienia proporcje tej dramaturgii. […] Gorczyński estetyzuje skowyt, sublimuje atawistyczny strach przed śmiercią zawarty w tej przedostatniej sztuce izraelskiego autora”. W tym swoistym poemacie scenicznym smutek przemijania zostaje przetworzony w ciąg pięknych obrazów-pieśni, które zdają się w syntetyczny sposób portretować moment przejścia. U Gorczyńskiego jest on związany z ulgą i lekkością, którą odczuwają bohaterowie w obliczu śmierci.

Tu bowiem Levinowski smutek jest pokazany w perspektywie tego, co czeka po drugiej stronie… „Gorczyński zagarnął Requiem dla siebie”, tak jak przed ponad dziesięcioma laty zrobił to z ,,Krumem'' Krzysztof Warlikowski. Pomiędzy tymi dwiema autorskimi, skrajnie odmiennymi wizjami mieści się przestrzeń dotychczasowych poszukiwań polskich twórców w obszarze Levinowskiego języka teatralnego, eksplorujących bogactwo oferowanych przez tę dramaturgię sensów i poszukiwań formalnych.

 

Łukasz Drewniak
Kołonotatnik
Teatralny.pl

 

Maciej Gorczyński to jest ktoś. Jeszcze kończy reżyserię w Krakowie, działa w Gardzienicach, szanuje go Włodzimierz Staniewski. Widziałem kilka lat temu gdańskie, bardzo młodzieńcze przedstawienie Gorczyńskiego: Schulz ze Sklepów cynamonowych opowiedziany w pół godziny, z galerią frenetycznych postaci, żydowskimi pieśniami, z kuszącą Adelą na szezlongu, gęsty od gestów, ruchu, elips i skrótów. Ale ta gęstość była jakaś dziwna, podejrzana, jakby to, co wyrzucone z przedstawienia, było ważniejsze od śladów, jakie w nim zostały. Gorczyński kondensował materiał literacki do samych drohobyckich rudymentów i śpieszył się, wręcz mierzył stoperem wir scenicznego trwania.  W efekcie Schulzowski świat furkotał przed nami jak puszczony po ziemi fajerwerk, miotał się, sypał aktorskimi iskrami i nie pozwalał się w sobie rozgościć na dłużej. Zapamiętaj rozbłyski, złap poszarpane nitki na wietrze. Już!  Nie da się. Było – nie ma.

Przypomniałem sobie te juwenilia Gorczyńskiego na Requiem w Barakah.

Premiera na Reminiscencjach. Hanoch Levin rozpięty na ludowych i obrzędowych pieśniach? Ano tak. W łaźniowej salce nabitej ludźmi najpierw słuchać tylko głos reżysera szepczącego do mikrofonu tytuł spektaklu, autora, słowo klucz do scenicznego świata: bajka o śmierci. Cała scenografia Iwony Bandzarewicz to długa ławka ustawiona pod ścianą w kolorze rdzy; wygląda to tak, jakby jakąś metalową kurtynę zżerały przykurzone grudki-robaki.

Jakby ludzie, którzy siedzą na tej ławce, czekali, aż ta ściana rozpadnie się, zostanie zżarta.

I rzeczywiście siedzi na niej smutna, dojrzała kobieta z rudymi włosami (Alicja Mojko z gdańskiego Teatru Snów, jednego z ważniejszych zespołów alternatywnych drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych). Kim jest ta bohaterka? Córka ściany? Matka robaków? Umarła.

Po prawej do rdzawej ściany przybito drzewo ułożone z połamanych desek. Jakby ktoś ściął pień, zrobił z niego deski, zbił z nich trumnę, zakopał w ziemi, wyjął po latach, umrzyka-kobietę posadził pod ścianą, a zbutwiałe deski znów zaczęły udawać drzewo. Jeśli drzewo jest po prawej stronie ściany, po lewej światło narysuje w niej okno-ekran z projekcjami onirycznych filmów, z sylwetką kobiety tańczącej jakiś pół-nieruchomy owadzi taniec pod słońcem Południa. Wchodzą aktorki. Pięć młodych dziewczyn. Jak z Kaliny maliny czerwonej Igora Gorzkowskiego  i spektakli wokalnych Jana Bernada, w których w ciemnościach dwudziestoletnie aktorki imitowały głosy starych kobiet śpiewających pieśni starsze od nich.

W Requiem rozbrzmiewa właśnie pierwsza, ukraińska. Potem będzie jeszcze żydowska, grecka, chyba ormiańska. Dziewczyny siedzą na ławce obok milczącej rudowłosej

i śpiewają, a potem nakładają maski starców. Przyklejają je do twarzy i zdejmują delikatnymi ruchami, trochę tak jak się ściąga opalone okruszki skóry dwa tygodnie po wakacjach.

Maski mają półkoliste wycięcia na usta aktorek, wywołujące wrażenie, że te usta żyją w martwych twarzach, chcą jeszcze po śmierci człowieka opowiedzieć jego historię. Aleksandra Batko, Karolina Burek, Aleksandra Nowakowska, Ewa Żurakowska i Anna Bochnak-Frycz zmieniają się po kolei w bohaterów dramatu Levina.

Starego opłakującego zmarłą żonę, młodą matkę idącą przez pola z trupkiem poparzonego dziecka w ramionach, dziwki jadące do miasta na zarobek, pijaków i anioły.

W sztuce Levina centralnym obiektem był wóz, którym furman wiózł całe to towarzystwo.

U Gorczyńskiego zamiast wozu jest ławka. Jego świat nigdzie nie pędzi, nie kręci się w koło, zastygł, lamentuje nad sobą. Jest rekonstruowany z innego brzegu, żywiołem młodości, energii tkwiącej w głosie. Nasycenie poetyki Levina muzyką, akcent postawiony na stronę wizualną zmienia proporcje tej dramaturgii. Nie chcę powiedzieć, że to źle, że Gorczyński estetyzuje skowyt, sublimuje atawistyczny strach przed śmiercią zawarty

w tej przedostatniej sztuce izraelskiego autora, już wówczas śmiertelnie chorego, ale coś jest na rzeczy. Młody reżyser przełożył słowa na zastygłe obrazy, w których coś cudnie

i tęsknie śpiewa, i zasłonił nimi śmierć, zagłuszył ją. Uspokoił rozpacz bohaterów.

Ten spektakl pamięta się zmysłami, ale historia się nie opowiada. Musiałem zajrzeć do tekstu, żeby dowiedzieć się, czemu Levin wybrał takich, a nie innych bohaterów, zestawił ich ze sobą, kazał tak mówić o sobie. W Barakah jest atmosfera, pięknie zaśpiewane pieśni, frapujące maski na twarzach aktorów, młodość zderzona ze starością i śmiercią, ale zginął w tym wszystkim sam Levin. Jego charakter pisma, konwencja, temperatura. Nie mówię, że tak nie wolno: Gorczyński zagarnął Requiem dla siebie. Obciął do tego, co dla niego ciekawe, istotne w trwających poszukiwaniach. Jak kiedyś Schulza.

Twórcy spektaklu powinni sprawdzić na swoich widzach, co z niego zapamiętali.

Głowę dam, że izolowane sekwencje, nastrój, pojedyncze gesty. Jak ja to finałowe nasłuchiwanie, taniec głowy Mojko przebranej w wąsatą maskę starego chłopa. Dziwne są te przedstawienia Gorczyńskiego, dziwnie myśli o całości. Patrzy na całość i widzi pęknięcia, fragmenty. No ale mimo wszystko to jest ktoś.

13.JPG
bottom of page