top of page
Sprawozdanie dla Akademii, fot. Iwona Bandzarewicz (9).jpg

Sprawozdanie dla Akademii

Spektakl jest adaptacją napisanego w 1917 roku słynnego opowiadania Franza Kafki, którego narratorem jest Czerwony Piotruś, mówiący po niemiecku szympans, gwiazda scen kabaretowych. Czerwony Piotruś skonfrontowany z pytaniem tytułowej Akademii o małpią przeszłość, nie jest w stanie na nie odpowiedzieć.                  Przelicza doznane przez siebie traumy. Język bohatera opowiadania nie sięga w głąb wypartej zwierzęcej natury, a jedynie w ironiczno –  gorzki sposób zdaje sprawę z procesu socjalizacji i tresury. Przytacza swą historię rozgrywającą się gdzieś pomiędzy Złotym Wybrzeżem, a  Hamburgiem. Wspomina pierwsze podanie ręki – oznakę szczerości, głuchy szloch, pokazywanie języka i picie wódki, po której zaczął mówić.

Spektakl zdaje sprawę z konfliktu między potrzebą wolności, której realizację przeczuwamy w  zagubionej wspólnocie z naturą, a alienującą nas kulturą, która w swoich performatywnych, wyrafinowanych ale często również przemocowych formach oddziela nas od organiczności.

Groteskowy język spektaklu budowany jest za pomocą różnorodnych środków wyrazu: tańca, śpiewu, teatru dramatycznego. Samych Czerwonych Piotrusiów u Macieja Gorczyńskiego będzie aż trzech. Przywołane zostaną na scenie wszystkie wcześniejsze stadia bohatera Kafki.

 

Twórcy przedstawienia zastanawiają się kim dziś byłby Czerwony Piotruś? Zapewne gwiazdą. Celebrytą. Dziwolągiem. Kolejnym gościem telewizyjnych freakshow. Przy okazji nie oszczędzają samych siebie jako artystów. Ciekawi ich temat zamknięcia, uwięzienia oraz sam motyw klatki. W swej realizacji wskazują jasno, że stając przed potencjalnym wyborem, przed którym stanął ich bohater, a mianowicie zoo czy kabaret – oni zawsze wybierają kabaret, stając się tym samym tresowaną małpą w oczach widzów.

 

Spektakl powstaje w rocznicę 100-lecia śmierci autora „Sprawozdania dla Akademii”. 

Tekst

FRANZ KAFKA

Reżyseria, adaptacja

MACIEJ GORCZYŃSKI

Scenografia, kostiumy, reżyseria światła

IWONA BANDZAREWICZ

Obsada

ADAM BORYSOWICZ, NATALIA DINGES,

BŁAŻEJ SZYMAŃSKI, LENA WITKOWSKA

Muzyka na żywo

ALEKSANDER KWIETNIAK,

PIOTR ,,JASZCZUR" ŚNIEGUŁA

LENA WITKOWSKA

 

Muzyka

PIOTR KORZENIAK,

ALEKSANDER KWIETNIAK,

PIOTR ,,JASZCZUR" ŚNIEGUŁA

LENA WITKOWSKA

 

Multimedia

ADAM BORYSOWICZ

Dramaturgia

ALEKSANDRA NOWAKOWSKA

Producent

AGNIESZKA SKOWRONEK

 

Produkcja

Teatr KTO w Krakowie

Premiera

09 czerwca 2024

Zdjęcia ze spektaklu

Sesja zdjęciowa

IWONA BANDZAREWICZ

W spektaklu wykorzystano autorskie teksty

ALEKSANDRY NOWAKOWSKIEJ, 

PIOTRA ŚNIEGUŁY i LENY WITKOWSKIEJ

Doppelgänger
Piotr Gaszczyński, Teatr dla Wszystkich

Sprawozdanie dla Akademii w Teatrze KTO to spektakl-hybryda, łącząca w sobie elementy teatru tańca, działań performatywnych i teatru dramatycznego. Opowiadania Kafki o swoiste studnie bez dna – krótkie formy z nieskończoną głębią. Dzięki temu twórcy mogą bez ograniczeń bawić się formą, co widać zresztą na scenie.

Zanim gwóźdź programu, czyli Czerwony Piotruś, wystąpi przed publicznością, na scenie pojawia się tancerka (Natalia Dinges). W długiej scenie otwierającej przedstawienie wykonuje ekspresyjne ruchy mające w sobie coś z pierwotnej siły natury (pobrzmiewa w nich dalekie echo ćwiczeń Grotowskiego). Jest wysportowana, jej ciało (przez pewien czas całkiem odsłonięte od pasa w górę) pręży się i wygina w kolejnych podskokach i przewrotach. Wydaje się więc płynnie przenikać między człowiekiem – artystką cyrkową z trupy Piotrusia, supportem gwiazdy wieczoru, a małpą, przedstawicielką pierwotnej rodziny głównego bohatera. To pierwszy punkt stykowy między naszymi gatunkami – wszak z szympansami dzielimy 98 procent wspólnego DNA. Twórcy w przewrotny sposób grają z Kafką. Nie małpa sprawozdaje przed Akademią, a człowiek zbliża się do swoich dalekich kuzynów.

Czerwony Piotruś przebywa w klatce, ale jaka to klatka? Bardziej przypomina mikroapartament za 25 tys. za metr kwadratowy na warszawskim Powiślu, niż kwadrat z prętami. Drugi punkt stykowy – kto tak naprawdę żyje dziś w klatce? Bohater wieczoru prezentuje się w dwóch odsłonach – bardziej zwierzęcej (genialny Błażej Szymański), fenomenalnie naśladujący goryla (te ruchy!) oraz wymuskanej, człowieczej (Adam Borysowicz). To ostatnie wcielenie wchodzi do „klatki”, gdzie udziela wywiadu dziennikarce (Lena Witkowska). Opowieść snuta w oparach e-papierosa przypomina rozmowę z telewizji śniadaniowej, gdzie mówiąca, ucywilizowana małpa jest celebrytą (co prawda nie ma jeszcze swojego tik-toka, ale to pewnie kwestia czasu). Długa, kluczowa dla spektaklu scena, prowadzona jest w taki sposób, że w gruncie rzeczy makabryczna opowieść o schwytaniu zwierzęcia i pojeniu go wódką, brzmi jak fascynująca relacja ze spotkania dwóch gatunków – istny syndrom sztokholmski.

 Dalsza część spektaklu przebiega w rytmie śpiewu i cyrkowych sztuczek. Na szczególną uwagę zasługują muzycy grający na żywo, którzy nadają tempo i rytm przedstawieniu (Piotr Korzeniak, Aleksander Kwietniak, Piotr „Jaszczur” Śnieguła). Czy Sprawozdanie dla Akademii to ironiczna diagnoza człowieczych ambicji chcących ujarzmić naturę? Oczywiście, że tak.  Czy jest to próba zmierzenia się ze zwierzęcością, tkwiącą w każdym z nas? Również. W końcu to Kafka, każdy znajdzie w nim to, czego szuka. Tylko patrząc na kolejne aktorskie popisy chciałoby się sparafrazować Orwella: widownia patrzyła to na człowieka, to na małpy i już nikt nie wiedział kto jest kim. I to chyba wystarczy za rekomendację spektaklu Macieja Gorczyńskiego.

Osoba zwierzęca
Sebastian Duda, Klasyka Żywa

Gdy oglądałem w krakowskim Teatrze KTO wyreżyserowany przez Macieja Gorczyńskiego spektakl „Sprawozdanie dla Akademii” – na kanwie mało znanego w Polsce opowiadania Franza Kafki – przypomniało mi się, co twierdził Paul Ricoeur o rozważaniach na temat istoty człowieczeństwa. Francuski filozof często bowiem powtarzał, że personalizm jako idea i ruch filozoficzny się skończył, ale możliwy jest jeszcze „powrót osoby”. I natychmiast pomyślałem również o toczonych właśnie posthumanistycznych dyskusjach o potrzebie symbiozy współgatunkowej między osobami ludzkimi a „osobami przyrodniczymi”. Symbioza ta miałaby zachodzić zresztą nie tylko między ludźmi a zwierzętami (w szczególności z małpami z grupy naczelnych czy udomowionymi ssakami), ale także między człowiekiem i roślinami, a nawet także między ludźmi a rzekami, lasami czy formacjami skalnymi. Jestem świadom obecnej popularności takiego posthumanizmu. Wiem również, że budzi we mnie mój opór, bo choć od lat podchodzę z dystansem do ideowych eksklamacji personalizmu, dzielę wraz z Ricoeurem przeświadczenie o wyczerpaniu tego prądu i raczej małej jego użyteczności jako narzędzia opisu problemów dzisiejszego świata, międzygatunkowa symbioza wydaje mi się nieprzekonującym konceptem w najróżniejszych, często z gruntu jałowych współczesnych sporach tożsamościowych. I dlatego byłem zdumiony, jak mocnym głosem w debacie personalistów z wysławiającymi godność osób przyrodniczych posthumanistami jest spektakl w KTO.

Przedstawienie rozpoczyna się szczególnym pokazem choreograficznym. Tancerka (Natalia Dinges) ukazuje, jakie są możliwości ciała w konfrontacji z jego ułomnościami. To kilkunastominutowa sekwencja, podczas której publiczność dowiaduje się, że właściwie my sami – widzowie pełnić będziemy rolę Akademii: krytycznego gremium oceniającego sceniczne wypadki oraz wypowiedzi i losy występujących w nich postaci. Widownia proszona jest zatem o wyrażanie swych opinii i zadawanie pytań. Do aktorki dołącza wkrótce drugi tancerz (Błażej Szymański), który zaczyna przeobrażać się w małpę. Owo przeobrażenie wyrażają zwierzęce gesty i odgłosy. Ono stanie się właśnie leitmotivem spektaklu.

W pewnym momencie z boku sceny pojawia się zespół muzyczny. Muzycy przebrani się w zielone, kudłate stroje, które przypominają yeti z popularnych wyobrażeń. Do tych dziwacznych postaci dołącza aktor ustylizowany tochę na Franza Kafkę, a trochę na artystę przedwojennych kabaretów (nie przypadkiem chyba grający tę postać Adam Borysowicz nosi na głowie chaplinowski melonik). Do gry wkracza także kabaretowa pieśniarka (w tej roli świetna Lena Witkowska).

Spektakl szybko przemienia się w szczególny pokaz z uczłowieczoną małpą w roli głównej, która – jako Czerwony Piotruś – popisuje się przed Akademią swoją skutecznie wyuczoną stricte, zdawałoby się, ludzką już erudycją i wrażliwością. W człowieczym „postzwierzęciu” szybko jednak pojawia się wyższościowe zadęcie – bardzo charakterystyczne dla intelektualistów wszelkiej maści (trzeba przyznać, że Borysowicz znakomicie ukazuje tę transformację do zakłamanej, ludzkiej bufonady).

Przez cały czas kontrapunktem dla tych małpio-człowieczych wywodów są piosenki. W pewnym momencie pieśniarka grana przez Witkowską przeistacza się w dziennikarkę telewizyjnego show, przypominającego nieco programy Ewy Drzyzgi czy Kuby Wojewódzkiego. Prowadzi wywiad z uczłowieczoną małpą, która zachowuje się z istną dezynwolturą, pali wciąż papierosa i nonszalancko daje odpowiedzi na kolejne pytania, snując prawdziwie intelektualne dywagacje.

Z lekceważeniem przy tym przyznaje, że ich ocenę pozostawia odpowiednio wyszkolonym egzegetom. Opowiada, jak został/a porwany/porwana ze Złotego Wybrzeża (postrzelono ją/jego dwukrotnie przed schwytaniem). Potem rozprawia o stopniowym nabywaniu ludzkich umiejętności, w tym o piciu wódki (co okazuje się trudnym wyzwaniem, aczkolwiek po upiciu się był/była w stanie wypowiedzieć pierwsze ludzkie słowo „halo”). Potem dalej snuje bardzo uczone wywody o połączeniu w sobie pierwiastka zwierzęcego z człowieczym.

Z tyłu sceny nieustannie pojawiają się wizualizacje, w których przedstawiono sfilmowane zachowania zwierząt-pensjonariuszy krakowskiego ogrodu zoologicznego wraz z przebitkami ludzi przechadzających się po ulicach i placach Krakowa, sprzedających i kupujących różne towary, rozmawiających ze sobą w trakcie przypadkowych i nieprzypadkowych spotkań. Wymowa tych obrazów jest silna: zwierzęta zniewolone przez człowieka nie są szczególnie szczęśliwe.

Infekowanie człowieczeństwem okazuje się torturą w znanej skądinąd dialektyce pana i niewolnika. Czerwony Piotruś może tu służyć za najbardziej wyrafinowany przykład użycia takiej właśnie dialektycznej tortury.

W końcu ów „małpoczłowiek” odnajduje w sobie na powrót swoją zwierzęcą przeszłość. Chwyta się jedną ręką gałęzi drzewa, co sprawia mu wyraźną przyjemność,

ale jednocześnie nie jest już w stanie zaprzestać rezonowania w ludzkiej mowie o ludzkim świecie, którego stał się częścią. Półnagi nie potrafi na nowo zwrócić się do swej przeszłości w naturze. Trafia do Afryki, ale z europejskiego intelektualisty mimo wszystko może jedynie się przeobrazić w arabskiego myśliciela z fezem na głowie, dla którego zachodni intelektualizm pozostaje co prawda z gruntu obcy, ale któremu w odkryciu własnego biologiczno-zwierzęcego wymiaru nie pomagają też narkotyczne i transowe rytuały śpiewu, tańca oraz odurzenia. Uczłowieczone, a zniewolone przez ludzi, zwierzę (nawet jeśli tego zniewolenia nie daje się dostrzec na pierwszy rzut oka) nie jest w stanie powrócić do zwierzęcości. Człowieczeństwo okazuje się panowaniem niezbywalnym, bo „małpoczłowiek”, choć porzuca człowieczy intelektualizm, nie umie przestać być człowiekiem. Tym samym Gorczyński sugeruje, że ludzko-zwierzęca czy ludzko-przyrodnicza symbioza to tylko złudzenie człowieka, który ze swej istoty nie potrafi się wyrzec panowania nad innymi bytami.

Krakowski spektakl można uznać za ważny i potrzebny głos w dyskusjach, w których dominuje posthumanistyczna krytyka rzekomej (jak twierdzą występujący w tych sporach interlokutorzy) wyjątkowości człowieka. Oto na przykład znamienity włoski bioetyk Roberto Esposito swój esej (w którym wytacza ostre działa przeciw pojęciu „osoby” i ukrytej w tym pojęciu supremacji pozornej przewagi wynoszonej ponad biologiczno-zwierzęcego człowieczeństwa) rozpoczyna od następującego zdania:

„Jeśli radykalnym zadaniem refleksji filozoficznej jest krytyczny demontaż aktualnych opinii, radykalne podważenie tego, co prezentuje się jako oczywiste, to niewiele znajdziemy pojęć, które wymagałyby tej interwencji tak bardzo jak „osoba” (zob. „Dyspozytyw osoby”, tł. K. Burzyk, „Znak” 2016, nr 734-735, s, 251).

Zatem wedle włoskiego filozofa pojęcie, które między innymi. stoi u podstawy idei praw człowieka, ma swoją ewidentnie ciemną stronę. Nie jest ono zresztą tylko narzędziem w niszczeniu przez człowieka świata nieludzkiego. Ma ono również w sobie potencjał destrukcji tych wszystkich ludzi, którzy fundują swoją tożsamość na pojęciu osoby. Pisze bowiem Esposito:

„[Osoba] jest dokładnie tym, co wydzielając w istocie żyjącej dwie natury o różnych jakościach – jedną podległą władaniu drugiej – stwarza podmiotowość poprzez proces ujarzmienia lub uprzedmiotowienia. Osoba jest tym, co czyni jedną część ciała podległą drugiej w takiej mierze, że ta ostatnia staje się podmiotem pierwszej;

jest tym, co ujarzmia istotę żyjącą wobec siebie samej. […] Człowiek jest osobą wtedy i tylko wtedy, gdy jest panem swojej części zwierzęcej. Jest też zwierzęciem, ale tylko po to, by móc być ujarzmionym przez część wyposażoną w charyzmat osoby.”

Pytanie, czy aby na pewno możliwe jest inne, niepersonalistyczne, a-esencjonalne rozumienie człowieczeństwa – to jest takie, w którym nie byłby ukryty potencjał przemocy względem innych gatunków. Być może postulowana przez humanistów współgatunkowa symbioza jest jedynie złudzeniem ludzkiego podmiotu, który w ten sposób chciałby podkreślić swoje – tym razem etyczne – wywyższenie w świecie, a nie solidarność z innymi żyjącymi czy „nieżyjącymi przyrodnicznymi” bytami. Esposito twierdzi, że samo pojęcie „osoby” mieści się doskonale w dialektyce pana i niewolnika, a właściwie w sposób konieczny uruchamia tę dialektykę.

Jeśli tak jest, wszelkie rozważania o „osobach przyrodniczych” i działania z nich wynikające również mogą być naznaczone taką skazą. Wyzwalanie człowieczeństwa w imię solidarności do wymiaru zwierzęcego i odwrotnie okazuje się pułapką.

Sunaura Taylor, myślicielka poruszająca się na wózku z powodu artogrypozy i walcząca o prawa różnych grup dyskryminowanych (w tym zwierząt), mimo wszystko postuluje kierowanie się ku międzygatunkowej solidarności. Wedle niej powinny być tu jednak mocno zarysowane warunki wstępne. Animalizacja ludzi miała bowiem w historii skutki fatalne – wystarczy przypomnieć nazistowskie porównania Żydów do pasożytów czy szczurów. Dziś „uzwierzęcanie” człowieka to również akt typowy dla różnych ludzi, którzy w ten właśnie sposób dopuszczają się dyskryminacji różnych, skalanych w ich opinii taką czy inną odmiennością pobratymców czy pobratymczyń. W swojej książce „Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt” Taylor pisze:

[…] wśródgrup dehumanizowanych (w tym osób z niepełnosprawnością) istnieje paląca potrzeba sprzeciwienia się animalizacji i odzyskania człowieczeństwa.

Ale choć jest to kwestia pilna i zrozumiała, trzeba zapytać, w jaki sposób brutalną rzeczywistość animalizacji ludzi możemy pogodzić z potrzebną zakwestionowania dewaluacji zwierząt, a nawet uznania naszej własnej zwierzęcości. Ta książka pokazuje, że ignorowanie problemu niepełnosprawności i zwierzęcości (a także ich intersekcjonalności) stanowi błąd, bo oba pojęcia są ściśle związane z innymi kategoriami różnicy i w przypadku wielu problemów społecznych, z którymi muszą mierzyć się grupy uciskane – od ubóstwa, pozbawienia wolności i wojny po niesprawiedliwość ekologiczną – nie można ich po prostu zepchnąć na margines.

Jeśli postulatów sprawiedliwości dla osób z niepełnosprawnością i zwierząt nie włączymy w ramy innych ruchów na rzecz wolności, niezakwestionowany ableizm i antropocentryzm będą wciąż dostępne dla dominacji i ucisku.” (zob. ebook Bydlęce brzemię, tł. K. Makaruk).

Na pierwszy rzut oka taka wizja międzygatunkowej solidarności może wydawać się przekonująca i szlachetna. Czy zaprawdę jednak jest ona antidotum na dialektykę pana i niewolnika, która jest nieodrodna od pojęcia osoby czy człowieczeństwa? I czy naprawdę możemy rezygnować z tych idei, nawet jeśli „czynienie sobie ziemi poddaną” z biblijnej Księgi Rodzaju i kantowskie definicje podmiotowości chcemy schować do lamusa jako totalitarne uzurpacje człowieka nad innymi bytami? Współczesne ruchy tożsamościowe są ponoć próbami wyzwalania się z takiego totalitaryzmu, ale implicite i tak dyktat tak czy inaczej pojmowanego człowieczeństwa wydaje się w nie wpisany.

Idąc za kafkowską intuicją Gorczyński w swoim spektaklu pokazuje, jak symbioza międzygatunkowa może w praktyce wyglądać. Zwierzę jest schwytane do ludzkiego świata, w którym albo niewolniczo snuje się w beznadziejnej przestrzeni ogrodów zoologicznych, albo jest zapraszane do ludzkiego kabaretu czy głupawych talkshows, które ostatecznie i tak szlachtują w rozrywkowym amoku wszelkie człowieczo-zwierzęce czy postczłowiecze tożsamości. Świat ludzki i świat nieludzki nie bardzo do siebie przystają, a gdy już dochodzi do spotkania, ludzie – kierując się nawet najbardziej altruistycznymi pobudkami – gnębią nieludzi. Sama obecność człowiecza okazuje się niszcząca. Wszystko jedno, czy ludzie operują pojęciem osoby, czy proponują w zamian antypersonalistyczne spory tożsamościowe, efekt jest zawsze podobny: aspiracje do wyniesienia zwierzęcości ponad „pańską” człowieczość w imię międzygatunkowej symbiozy kończą się niewoleniem zwierzęcości przez to, co ludzkie. Zawsze też do takiego budowanego w imię solidarności świata ponownie wraca jak widmo człowiecza osoba. Tyle że – wbrew Ricoeurowi – nie jest to wcale optymistyczny znak. I jakkolwiek nadto pesymistyczna właśnie zdaje się taka konkluzja, nie można uciec od natrętnej myśli, że personalny inkluzywizm na równi z posthumanistycznymi ideami ludzko-zwierzęcej solidarności są tylko maskami przemocy człowieka nad światem, w którym mu przyszło żyć.

Krakowskie „Sprawozdanie dla Akademii” to zatem spektakl przedziwny, skoro staje się inspiracją do refleksji nad napięciem między personalizmem i posthumanizmem. Brakuje mu być może przekonującej dramaturgicznej i interpretacyjnej klamry, wątek narracyjny nadto jest przerywany tańcem i śpiewogrą. Kabaretowa śmieszność miesza się tu z filozoficzną powagą, w której odzwierciedlenie znajdują różne wątki toczonych obecnie sporów tożsamościowych.

Wierzę jednak, że w kolejnych przedstawieniach dramaturgia nieco okrzepnie i całość w wymiarze artystycznym stanie się jeszcze bardziej spełniona. W stuletnią rocznicę śmierci Kafki krakowskie „Sprawozdanie z Akademii” to z pewnością propozycja niebanalna.

Zabawa w człowieczeństwo
Julia Lizurek, Teatr

Zamiast pracować nad tym tekstem, wolałabym raczej łapać ostatnie promienie letniego słońca. Służę jednak rozwojowi ludzkiej kultury – taką wybrałam sobie ścieżkę kariery. Wymagam od siebie, by świadczyć o mojej, ale też ludzkiej inteligencji i elokwencji. Tak jak Czerwony Piotruś z opowiadania Franza Kafki Sprawozdanie dla Akademii dam zaraz świadectwo potęgi umysłu, który jest w stanie pokonać opór stawiany przez wstrząsane instynktem ciało. Opowiem o wirtuozerii aktorów i muzyków, o precyzyjnie skomponowanej formie, o zaskakującym i przejmującym przekazie przedstawienia stworzonego na podstawie kanonicznego opowiadania o największym skoku cywilizacyjnym w dziejach świata…

Reżyser krakowskiego przedstawienia Maciej Gorczyński, czytając Kafkę poprzez teatralną maszynę, skutecznie rozprawia się z mitem teatru jako sztuki wyższej, czerpiąc garściami z tkwiącego w tej formie potencjału wyzwalającej zabawy, łączenia „popularnego” z „ambitnym”, tonu „niskiego” z „wysokim”, „awangardowego” z „ludycznym”. Odkrywa tym samym zaskakującą dynamikę pracy wyobraźni, która przypomina raczej ruch sinusoidalny – od banału do odkrycia, i z powrotem.

To zapętlenie charakterystyczne jest dla pierwszej, najdłuższej sceny przedstawienia, w której Natalia Dinges dokonuje prezentacji swojego warsztatu tancerki.

Patrząc bezczelnie na widzów, przy zapalonych na widowni światłach, uśmiechając się, zaczyna truchtać, poruszając się po kole. Stopniowo jej ruchy zaczynają przypominać taniec: kolejno swinga, kankana czy klasyczny balet. Brak muzyki czyni ten pokaz niepokojącym, nienaturalnym, dziwacznym. Tancerka po serii niemal nieważkich wyskoków schodzi do poziomu podłogi, poddaje się grawitacji. Zaczyna pokazywać nam swoje mięśnie i ścięgna, podciągając obszerny T-shirt i dresowe spodnie. W końcu pozbywa się górnej części ubrania. Wykonuje ekstatyczne, zwierzęce ruchy, patrząc prowokująco w stronę widzów. Na koniec sceny zadaje nam pytanie o to, czy może nam pomóc. Wyrwani z bezpiecznej przestrzeni dość neutralnym pytaniem, odpowiadamy grzecznościowo, że nie, że wszystko w porządku.

Ta odpowiedź nie satysfakcjonuje performerki, która zaczyna powtarzać: „No poproś!”. Tak jakby tylko kolejny popis, kolejne zadanie do wykonania nadawało sens jej byciu. Kiedy Dinges kończy swój występ, na scenę powoli wchodzą pozostali performerzy: aktorzy i muzycy. Zanim zacznie się „właściwa” część przedstawienia, mistrzyni ceremonii, dyrygentka i prezenterka Lena Witkowska inicjuje wykonanie piosenki o ogonie, by później sprawdzić i przetrenować publiczność w czynności powtarzania melodii oraz klaskania. Podaje dźwięki, daje sygnał do rozpoczęcia i zakończenia. Upewnia się o naszych umiejętnościach wyrażania podziwu przez aplauz. Każe widzom po lewej stronie konkurować w owacjach z tymi po prawej.

Piosenki w spektaklu nawiązują stylem zarówno do teatru absurdu, jak i do Brechtowskich songów. Komentują, poddają refleksji idee zwierzęcości ludzkiej natury, sposobów życia („wolność, a nie szybkość”), ironicznie recyklingują popularne motywy (na przykład ten z dobranocki o Koziołku Matołku, czy ten wzniosły,

jak z Wagnerowskiej opery). Wykonujący muzykę na żywo – skomponowaną wespół z Piotrem Korzeniakiem i Witkowską – Aleksander Kwietniak i Piotr „Jaszczur” Śnieguła, przebrani za krzaki albo zamaskowanych żołnierzy, grają na klarnetach, gitarze, lirze korbowej, handpanie, śpiewają. W ten sposób tworzą klimat muzycznego kabaretu, w którym melodie i teksty nie są zaledwie uatrakcyjniającym przekaz dodatkiem, ale wypowiedzią komentującą rzeczywistość.

Innego rodzaju komentarze wygłasza Czerwony Piotruś (Adam Borysowicz). Przytoczone niemal w całości opowiadanie Kafki w scenie „Studia Madagaskar”,

w którym Piotruś opowiada o swojej drodze ewolucyjnej od postaci małpy do wykształconego, erudycyjnego człowieka, pokazuje go jako przedsiębiorczego kowala własnego losu, którego sukces i szczęście zależą wyłącznie od niego. Prezenterka (Witkowska) pozostaje pod wrażeniem jego mocy i dość bezpośrednio wyraża swój pociąg seksualny do Piotrusia. A może to próba zwiększenia oglądalności nadawanego programu? W kolejnej scenie dziennikarka wraz z podtrzymującą jej mdlejące ciało Dinges śpiewają dwuznaczne: „I put a spell on you, because you’re mine” („Rzucę na ciebie czar i urok, ponieważ jesteś mój”), ujawniając ujarzmiającą stronę pożądania.

Krajobraz sceniczny tworzy jeszcze jedna postać – szympans (Błażej Szymański). Ten, mimo posiadania umiejętności wykonania kilku sztuczek, na przykład wymyślania rymów do podanych przez widzów słów, do końca zachowuje swoją zwierzęcą, instynktowną naturę. Twórcy spektaklu pokazują go jako okiełznanego; jego zwierzęcy taniec wykonywany wspólnie z Dinges może wydawać się organiczny i instynktowny, ale to przecież tylko element widowiska, dzięki któremu możemy w bezpieczny sposób przyjrzeć się naszemu wyobrażeniu o zwierzęcości, skrytej w naszej kulturze w klatkach, podporządkowanej człowiekowi. Rzeczywistość, w której natura jest więziona, by mogła być obserwowana, oglądamy na projekcjach ukazujących naprzemiennie zwierzęta w zoo oraz turystyczne miejsca Krakowa przemierzane przez ludzi. Zabieg ten sugeruje podobieństwo wielkomiejskich atrakcji do klatek (wideo: Iwona Bandzarewicz, Adam Borysowicz, Piotr Śnieguła,

Lena Witkowska). Przezroczysty boks, stanowiący element scenografii zaprojektowanej przez Iwonę Bandzarewicz, pełniący funkcję studia telewizyjnego, przypomina terrarium dla szympansa. Udaje naturalne warunki, ale w środku znajdują się przecież plastikowe rośliny i dywan imitujący trawę. Twórcy spektaklu przemycają w ten sposób ekologiczny przekaz Kafki o potrzebie równościowego współistnienia gatunków ludzkich i nie-ludzkich.

Choć działania taneczne i muzyczne sytuują przedstawienie w obszarze performansu, to Sprawozdanie dla Akademii wydaje mi się dokładną, niezwykle twórczą, zespołową lekturą opowiadania niemieckojęzycznego pisarza. Aleksandra Nowakowska, dramaturżka, to tancerka i choreografka wyrażająca się przede wszystkim przez ciało. Zdolność swobodnego poruszania się i towarzyszące ruchowi dźwięki stanowią jej narzędzie krytyczne – ujawniają opresyjność kultury sukcesu, widowiskowości, wirtuozerii. Parafrazując scenę wykładu o Kafce, autor śmieje się z nas i ze świata, w którym żyjemy – ten śmiech wychodzi z trzewi, z ciała, tak jak nieskrępowane konwenansami odruchy i odgłosy.

Można się więc domyślić, że twórcy przedstawienia chcą działać na widzów w sposób zmysłowy – pobudzić naszą wyobraźnię, która wyłuska własne sensy i za pośrednictwem doświadczenia poskleja w całość kolażową strukturę spektaklu. Aktorzy-performerzy podpowiadają nam różne strategie. Dinges wskazując dosłownie na ciało, mówi: „To jestem ja”. Witkowska odwołuje się do zapisanych w ciele wspomnień. Opowiada anegdotę z dzieciństwa, kiedy oglądając poranne niedzielne bajki w telewizji, przykleiła się klejem do fotela i „nie mogła się oderwać”. To historia prawdziwa czy zmyślona? Kim jest ta, która ją przytacza? Rzadko ma się okazje zobaczyć aktorstwo, którego status jest tak niepewny, tak nieustannie kwestionowany poprzez żonglerkę formą i prywatnością. Urzekają mnie swoboda i frywolność wykonania oraz mocna aktorska obecność, które w połączeniu dają wrażenie, że to właśnie zabawa, która testuje granice oraz możliwości ciała i umysłu, ujawnia tajemnicę człowieczeństwa.

Sprawozdanie dla Akademii to także, jak wspomniałam na początku, wypowiedź o teatrze, który próbuje być tworzony horyzontalnie i zespołowo, dla którego tekst to nie partytura, a zagadka do rozwiązania. Gorczyński i Nowakowska zostawiają nam kilka tropów dla takiej interpretacji. Po pierwsze – wielość ról i funkcji, które pełni zespół realizatorów. Po drugie – wygłaszana przez dwa szympansy scena wykładu o niemieckim pisarzu, o komiczno-politycznym charakterze jego twórczości.

W końcu – reżyserska decyzja o otwarciu się na wyobraźnię i ekspresję performujących ciał; przyjęcie przez Gorczyńskiego pozycji zdystansowanego obserwatora sprawia, że proces nakładania i zdejmowania masek oraz rozbrajania sytuacji nie ma końca. Tak jakby pod każdą maską małpy znajdowała się maska człowieka, pod każdą maską człowieka – maska małpy. Jakby każdy żart miał w sobie metafizyczną głębię, a każdy filozoficzny wykład Borysowicza-Piotrusia był żartem z ludzkości. Jakby żadne przedstawienie teatralne nie umiało wymknąć się z pułapki popisu, a każdy popis krył w sobie nieusuwalną ludzko-zwierzęcą potrzebę wyrażenia siebie i zobaczenia siebie w oczach Innego.

Franz Kafka w teatrze świata (fragment)
Eryk Maciejewski, Teatr

Tegoroczna inscenizacja z krakowskiego Teatru KTO ucieka od stereotypowych wyobrażeń o charakterze dzieł Kafki. Reżyser Maciej Gorczyński z powodzeniem wtopił krótkie opowiadanie o Czerwonym Piotrusiu w swój charakterystyczny, wywiedziony z tradycji kontrkulturowej język teatralny, w którym podstawowymi środkami ekspresji są taniec i muzyka. Ironiczny, ludyczny charakter tekstu do tego stopnia jest wysunięty na pierwszy plan, że trudno domyślić się nazwiska autora.

Kafka z tańcem i śpiewem? Kafka na wesoło? Kabaretowo? Z pełną kolorów scenografią, bez czerni i bieli, bez biurokracji i bez insektów? Nie dość, że da się to dobrze zrobić, to jeszcze nie kłóci się to wcale z literackim pierwowzorem, który zdaje się być tak aktualny dla XXI wieku, jak Kolonia karna dla wieku XX.

Kafkowski Czerwony Piotruś to niezrozumiany outsider, przyjmujący jedną tożsamość w miejsce innej, w dodatku z mocno ambiwalentnych pobudek… kryje tu się duży potencjał do opowiadania o teraźniejszości i Gorczyński ten potencjał wykorzystuje. Nie próbuje jednak instrumentalizować tekstu Kafki do powiedzenia czegoś, czego ten już nie mówił, tylko opowiada Kafkę swoim językiem. Tekst poddaje się temu procesowi bez oporów, w naturalny sposób dopasowując się do wymogów odmiennego medium, jakim jest teatr, a Gorczyński opowiadając widzom tekst Kafki, opowiada im też o samym Kafce.

bottom of page